Kaja jest młodą, pełną marzeń dziewczyną. Niestety jest też Żydówką w ogarniętej wojną Pradze. Ucieka do Londynu, gdzie układa sobie życie, jednak na wieść, że jej bliskim może grozić niebezpieczeństwo, wraca. I tu już nie ma ucieczki. Trafia do Terezina.
Współcześnie Sera staje na ślubnym kobiercu, by przyrzekać miłość na dobre i na złe Williamowi. Niestety to złe nadchodzi szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał.
Tej książki nie da się opisać inaczej, niż emocjami, choć i tak nasz słownik jest zbyt ubogi. \”Motyl i skrzypce\”, pierwsza książka tej autorki z tematyki obozowej, była straszna, bo jakby na rodzimym podwórku. Ta, choć mniej znana, też dotyka takich zakamarków duszy i ludzkiego istnienia, że rozwala czytelnika na kawałki. I nawet współczesne wstawki o Serze i Williamie tym razem nie pozwalają odetchnąć na tyle, by wrócić do stanu równowagi. Choć i tak jestem za nie wdzięczna. I choć tu akcja rozgrywa się powoli, to okropności wojny są równie wstrząsające, co obrazki z Terezina.
Muszę przyznać, że w pewnym momencie, gdy Kaja ratuje dziecko od śmierci na tyfus, obudził się we mnie ogromny sprzeciw, że po co ona to robi, przecież i tak wszyscy zginą, prędzej, czy później, po co przedłużać katorgę, głód, cierpienie? A potem sama siebie za to zbeształam. Bo właśnie takie działanie świadczy o człowieczeństwie, o tym, że gdzieś tam jest jeszcze odrobina dobra, litości i nadziei, której nie zabije żaden system i żaden reżim. To właśnie ta nadzieja, którą Kaja miała nieść, nawet gdy sama jej nie czuła. To każda zamalowana kartka, każdy wykorzystany skrawek papieru. I paczka pod drzwiami, z kolorowymi kredkami, dla małych artystów.
Płakałam nad każdym z tych bohaterów. Płakałam nad każdym małym wróbelkiem, po którym zostały tylko rysunki. I płakałam za nazistą. Tak, bo również w tej książce autorka jasno pokazuje, że o człowieku i tym, co ma w środku, nie świadczy ubiór, czy emblemat, nie świadczy o nim to, gdzie się znalazł, ale jak z tym żyje. I choć wiem, że postać Dane?a jest fikcyjna, to żal jest jak najbardziej prawdziwy, bo jestem przekonana, że gdzieś tam, w zawierusze wojny i śmierci, znalazł się taki niejeden, o którym historia milczy, bo zginęli gdzieś z ręki \”kolegów\”. Za największą zbrodnię, czyli posiadanie sumienia, jak tłumaczył dziewczynie żołnierz.
Bardzo ważna jest w tej książce wierność historii. Wszystko osadzone jest w datach i najważniejsze zdarzenia są opisane rzetelnie. To na nich plecie się życie bohaterów. I to na tym oparta jest wartość tej książki, bo choć w gruncie rzeczy fikcyjna, to mogła się zdarzyć. Wszak faktycznie do Terezinu przyjechał Czerwony Krzyż, faktycznie były tam dzieci i rzeczywiście trójka śmiałków odbiła transport do Auschwitz.
\”Wróbel w getcie\” to przepiękna opowieść o marzeniach, które utrzymują przy życiu, o opowieściach z dzieciństwa, które dają nadzieję kolejnym osobom. O miłości, która zawsze znajdzie drogę do człowieka i o nadziei, która nawet utracona, nie znika na zawsze, bo może ją rozpalić nawet ktoś z drugiej strony barykady. Budzi oburzenie, złość, wściekłość, morze łez, ale nie wolno nam przejść obok niej obojętnie. Bo jak mówi autorka i jak ja wiecznie powtarzam, nie wolno nam zapomnieć o tym kawałku historii. Nie wolno nam zapomnieć o tych wróbelkach, które znalazły drogę do nieba i w końcu są wolne.
Katarzyna Boroń