Uwielbiam powieści historyczne. Wcześniej zaczytywałam się w dziełach Jane Austen i przez długi czas jej twórczość była dla mnie wzorem tejże literatury. Jednak pisarze coraz częściej tworzą swoje historie, osadzając je w realnej przeszłości i odnoszą ogromne sukcesy-wystarczy powiedzieć, że nasza rodzima autorka Elżbieta Cherezińska sprzedała swój cykl Odrodzone królestwo na rynek amerykański. Do nas również trafia coraz więcej ciekawej literatury historycznej, a niewątpliwie Belgravia Juliana Fellowesa należy właśnie do tej grupy.
Początek XIX wieku. W przededniu bitwy pod Waterloo odbywa się huczny bal, w którym uczestniczą przedstawiciele arystokracji oraz wojskowi oficerowie, którzy jeszcze tego wieczora, w galowych mundurach, wyruszą na pole bitwy, z którego wielu już nie wróci. Pośród gości można jednak znaleźć również rodzinę, której obecność może się dla wielu wydawać wręcz bulwersująca. Państwo Trenchard wraz z córką Sophią to nuworysze, a zaszczytu zaproszenia na ten bal dostąpili, dzięki specjalnym względom u syna gospodyni -jednak relacja ta jest tajemnicą, którą wojna zabierze ze sobą na wiele lat. Dwadzieścia pięć lat później rzeczywistość klasowa w Londynie zacznie się zmieniać za sprawą panowania królowej Wiktorii. W tym nowym świecie znowu zetkną się losy dwóch rodzin, które dzieli niemal wszystko, ale łączy jedno wydarzenie sprzed wielu, wielu lat.
Mocną stroną tej historii jest rzetelne przygotowanie merytoryczne tak autora, jak i redakcji. Julian Fellows (scenarzysta takich dzieł jak Downton Abbey czy Gosford Park) podczas tworzenia swojej powieści korzystał z konsultacji historycznych, dzięki czemu udało mu się doskonale oddać ducha tamtych czasów – tak w kwestii salonowych konwenansów, jak i historycznego tła oraz zmian zachodzących w przemyśle i ich wpływu na społeczne relacje. W tej niesamowitej historycznej rzeczywistości żyją bohaterowie, którzy przykuwają uwagę. Bardzo podoba mi się, że główne role odgrywają tutaj kobiety, które, choć nadal były pod ogromnym wpływem mężczyzn, to jednak powoli zaczynały wychodzić z ich cienia. Czytelnicy poznają więc silne postaci matron rodów czy rodzin, ale niestety wątłe moralnie i psychicznie postaci męskie. W zasadzie wielu tutaj nieciekawych dżentelmenów oraz mężczyzn pracy, których ułomności są nad wyraz wyraźne i akcentowane, dlatego też dużo łatwiej jest sympatyzować z kobiecymi bohaterkami Belgravii. To wokół nich snuje się cała intryga fabularna i to one grają tu pierwsze skrzypce co, moim zdaniem, jest ogromnym plusem powieści. Całość jest więc szalenie udanym tworem, który, mimo że urzeka, to jednak nie jest zupełnie pozbawiony wad. Belgravia jest bowiem powieścią prostą i w zasadzie mnie zaskoczył tylko jeden zwrot fabularny-reszta wątków zdaje się zmierzać w konkretnym i jednoznacznym kierunku, tak więc trudno tu o jakiekolwiek zaskoczenia.
Myślę, że to typowa lektura czytana dla przyjemności. Poprawia humor, wciąga i zabiera w intrygujący świat, którego już nie znamy. Jestem też ciekawa serialu Belgravia i myślę, że chętnie go obejrzę, mimo że znam zakończenie całej historii-dla tych postaci, tego barwnego świata pełnego konwenansów i sekretów, na pewno warto.
Żaneta Fuzja Krawczugo