“Wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze.”
Pierwszy raz czytałam książkę ze słabo odbitych stron z drugiego obiegu, było to niemal czterdzieści lat temu, kiedy rozpoczynałam naukę w liceum. Z tego, co pamiętam, wracałam do niej jeszcze dwukrotnie, a teraz zdecydowałam się spojrzeć na nią świeżym wzrokiem, dla przywołania wspomnień, ale też jako wprawkę klimatyczną przed zapoznawaniem się z serią traktującą o historii komunizmu na świecie. Za każdym razem treść robiła na mnie spore wrażenie. Byłam zachwycona, jak w zwięzłej i klarownej formie George Orwell zdołał przedstawić uniwersalną opowieść o systemie ideologicznym, jego rewolucyjnych początkach, a następnie, stopniowym przejmowaniu władzy przez samozwańczych wybrańców narodu, odchodzeniu od szczytnych rezolucji na rzecz partykularnych celów. Marzenia o wolności w pełnym wymiarze zmieniały się w jarzmo niewoli.
Uczynienie zwierząt głównymi postaciami mini powieści sprawiło, że intensywniej odbierałam zawarte przekazy, ich ilość i jakość, z różnych ujęć i znaczeń, prezentowały się imponująco. Natychmiast chwytałam przenośny prześmiewczy wydźwięk. Ciekawie było wejść w tytuł pod wieloma kątami, za jakąkolwiek płaszczyznę się wzięłam, czekało mnóstwo materiału do refleksji, impulsów do spojrzenia w historyczną przeszłość, punktów do rozważenia o totalitaryzmie. Wielowymiarowy kontekst opowieści o tym, co wydarzyło się na jednej z angielskich farm, to mocny atut. Zastanawiające, jak do wielu rzeczywistych sytuacji można było go przypasować, nie zestarzał się, wręcz odwrotnie, nabrał cech apelu i przestrogi. Imponują wyraziście skonstruowani zwierzęcy bohaterowie, pod którymi kryli się prawdziwi ludzie. Nie miałam problemu z szybkim odszyfrowaniem tożsamości. Przekształcanie myśli przewodnich ideologii w wygodne prawdy to mistrzowskie posunięcie. Na jak długo społeczeństwo może dać się otumanić totalitaryzmowi?
Pewnego dnia, w dworskim folwarku, zwierzęta hodowlane buntują się przeciwko właścicielowi i rozpoczynają rewolucję obalenia ludzkości. Wyrażają wrogość wobec człowieka i wszystkiego, co czyni. Wypędzają ludzi z farmy i rozpoczynają życie na własną rękę, inspirowane animalizmem, kompleksowym systemem filozoficznym. Definiują siedem wzniosłych przykazań, upowszechniają pieśń rewolucyjną, opracowują sztandar z charakterystycznymi symbolami. Z czasem narasta spirala powoływanych komitetów, organizowanych zebrań, ambitnych planów, głośno brzmiących haseł, ogromnych portretów i spektakularnych budowli z imieniem wodza narodu. Natychmiast pojawiają się liczne odznaczenia, ordery i tytuły. Rewelacyjnie działa propaganda, podobnie jak manipulacja informacjami, jednostronna interpretacja danych, dopasowanie faktów z historii do pożądanych wzorców. Defiladom, prezentacjom, przemówieniom, śpiewom, nie ma końca. Silnie umacnia się koncentracja władzy, egzekwowana jest żelazna dyscyplina, rozrastają się służby bezpieczeństwa, dochodzi do czystki wrogów wśród narodu, niesprawiedliwego podziału dóbr. Dokąd to wszystko prowadzi? Ostatni akapit powieści to prawdziwa perełka interpretacyjna.
Izabela Pycio