Wszystko się posypało. Rozpadły się przyjaźnie, dawne sympatie odeszły w cień, a Lwów jest pod rządami innego okupanta. Czy jednak naprawdę ma znaczenie, pod jakim butem trzeba się ugiąć?
“Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono” – pisała Wisława Szymborska w “Minucie ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej”. I to mogłoby być motto tej książki. Kiedy wydawać by się mogło, że wszystko jest jasne, ustabilizowane i już nic się nie zmienia, zmieniają się okoliczności i one jak nic innego, zmieniają ludzi.
Zmiany te widzimy w każdym bohaterze. Gustaw na Syberii jest innym Gustawem, niż był we Lwowie, choć serce zostało to samo. Lilka też nie jest już pełna wzniosłych idei, walczy o życie, jak tylko umie, a butny Wiktor już tak bardzo jej nie imponuje. Nawet Orest, zdawać by się mogło niezłomny, trwały, też się zmienia. I choć serce boli, gdy bohaterowie dorastają, zbyt szybko, zbyt boleśnie, nie tak, jak dorastać się powinno, to jednocześnie się wie, że nie mogli inaczej. To była jedyna ścieżka ukuta przez historię i kocham tę książkę właśnie za tę prawdę. Nie ma tu ułagodzonych zdań, nie ma tu delikatności. Jest brutalna prawda, bolesna, okropna i stawiająca włosy na głowie. Tylko jakże można inaczej pisać o tamtych czasach? Oczywiście, że ważne są daty, by zachować pamięć historyczną.
Jednak pamięć historyczna to też coś więcej, to wspomnienia, wrażenia, emocje, które towarzyszyły ludziom wtedy. Bo my dziś nie jesteśmy ich w stanie zrozumieć. Nie potrafimy nawet zbliżyć się wyobraźnią do tego, co przeżyli. Dlatego tak ważne są takie książki, które oprócz prawd historycznych, niezaprzeczalnych, przedstawiają też historie ludzi, dla których te fakty były codziennością.
Rzadko się zdarza, żeby drugi tom trzymał poziom pierwszego, zazwyczaj coś kuleje, coś się nie zgadza. A dla mnie ten przewyższył “Porę westchnień, porę burz”. Więcej tu zdarzeń, więcej emocji i więcej ludzi. I właśnie ci ludzie są mocną stroną książki. Magdalena Kawka przedstawia ich takich, jakimi są, niektórych się nie lubi, niektórym się współczuje. Jednak to oni są nośnikiem całej historii, oni stają się karmicielami wesz, dzięki czemu można pogłębić wiedzę, oni pokonują trudy Syberii, byśmy dziś wiedzieli, jak tam było naprawdę. Uważam, że “Lwowska odyseja” powinna wejść do kanonu lektur szkolnych. Głównie ze względu na walory historyczne, choć i literacko nie można nic książce zarzucić.
Polecam absolutnie wszystkim, bo każdy wyniesie z tek lektury coś wartościowego. Ja wyniosłam mnóstwo przemyśleń o walce o niepodległość. Bo też kiedyś byłam, jak Lilka, która chciała biec, walczyć, robić coś. A może to ważne coś, co warto zrobić, to po prostu przeżyć? Ciekawa jestem, jaka będzie Wasza refleksja po lekturze.
Katarzyna Boroń