Od jakiegoś czasu bardzo popularny stał się motyw azjatycki. Kultura samurajów od dawna cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem. Nic więc dziwnego, że temat zaczyna się upowszechniać i coraz trudniej zaskoczyć czymś czytelnika. Na szczęście, co jakiś czas na polskim rynku pojawiają się perełki, które udowadniają, że z tego tematu da się jeszcze sporo wyciągnąć. Przed Wami Sługa krwi.
Większość fanów fantastyki kojarzy nazwisko Przechrzta. Ten autor zasłynął cyklem o Rozumowskim (Demony…) oraz Materia Prima. Jego twórczość odznacza się ciekawą kreacją świata bazującą na ważnych historycznych wydarzeniach (tj. II Wojna Światowa, czy rewolucja w Rosji) oraz elementami fantastycznymi, które w intrygujący sposób splatają się z fabułą. Dlatego jego najnowszy cykl: Materia secunda był niezwykle oczekiwany i pozytywnie przyjęty przez krytyków.
Olaf Rudnicki podczas nieoczekiwanej walki z Przeklętymi musi podjąć decyzję, która zmieni jego życie. Czy przyjmie pomoc tajemniczego nieznajomego w zamian za parę lat służby u pana Nin, czy może sam spróbuje ochronić swoją rodzinę przed nadciągającą hordą? Wybór jest prosty i kiedy po walce budzi się w zupełnie nieznanym miejscu, jego życie wchodzi na odmienne tory. Kraina, w której przyszło mu odbyć służbę, przypomina cesarstwo Chińskie z tym wyjątkiem, że oprócz ludzi zamieszkują je również demony. Rudnicki musi nauczyć się poruszać po włościach swojego pana oraz całym kraju, ponieważ w tym świecie wszystko ma podwójne dno, a dworskie intrygi są jednym z najważniejszych elementów polityki.
Równolegle do tych wydarzeń przyjaciel głównego bohatera, Samarin musi stawić czoła zamieszkom, jakie wybuchają w moskiewskiej enklawie, czyli miejscu, gdzie Przeklęci mogą dostać się do naszego świata. Nie jest to łatwe, ponieważ oprócz powstrzymania zagrożenia, jakim są demony, musi również ochraniać rodzinę cara Mikołaja II.
Cała historia jest napisana w takich sposób, że nie można się od niej oderwać. Miałam okazję rozmawiać z paroma osobami, które czytały pierwszy tom Materii secundy i wszystkie jednogłośnie stwierdziły, że nie da się jej tak po prostu odłożyć. Z każdą przeczytaną stronę akcja się zagęszcza, a dworskie intrygi stają się coraz bardziej niebezpieczne. Chyba jedyną wpadką w Słudze Krwi jest to, że kończy się w niewłaściwym momencie. Jedna emocjonalna scena i koniec, który zwiastuje czekanie pełne cierpienia.
Karolina Kosek