Świat wikingów i ich wierzenia oraz zwyczaje fascynują mnie od dawna. Skandynawskimi mitami interesowałam się, zanim stało się to modne. Nic więc dziwnego, że gdy na rynku wydawniczym pojawia się powieść o wikingach, to ciekawie się jej przyglądam.
Po “Sagę Geirmunda” sięgnęłam właśnie ze względu na tematykę, nie mając pojęcia, że mam do czynienia z książką na motywach gry komputerowej. “Saga Geiirmunda” rozwija przygody jednego z bohaterów “Assassin?s Creed Valhalla”.
Tytułowy Geirmund jest Norwegiem, młodszym z synów bliźniaków, których ojcem jest król Half. Starszy brat odziedziczy kiedyś jego ziemie i tytuł, młodszy musi odnaleźć swoją drogę. Sposobność nadarza się, gdy do portu przybywają okręty Danów, którzy szykują się do podboju Anglii. Mimo sprzeciwu rodziców Geirmund zwany Heloskórym (ze względu na kolor skóry odziedziczony po matce), decyduje się zaciągnąć na statek i popłynąć ku przeznaczeniu.
To pierwszy z wielu wyborów, których musi dokonać młody Norweg, by zasłużyć na sławę i nie stracić honoru. Na swojej drodze do chwały bohater spotyka wielu ludzi i istoty mityczne. Każde spotkanie czegoś go uczy lub wzbogaca o doświadczenie, potrzebne w czasie kolejnych bitew i potyczek z wrogiem.
Powieść napisana jest poprawnie i logicznie z ciekawą klamrą dotyczącą jednego z przedmiotów, posiadanych przez głównego bohatera. Czyta się ją szybko, gdyż akcja wartko posuwa się naprzód. Od początku jednak wydawało mi się, że postaci zarysowane są zbyt schematycznie, brakuje im wielowymiarowości. Świat przedstawiony również pozostawia sporo do życzenia, bo choć miejsca i sytuacje opisane są dosyć szczegółowo, to ma się wrażenie powierzchowności, braku zagłębiania się niuanse. Dopiero gdy dowiedziałam się, że powieść powstała na motywach gry, uświadomiłam sobie, że opisy miejsc mają za zadanie pokazać kolejną scenerię gry, która z zasady jest raczej dwuwymiarowa, podobnie jest z bohaterami. Geirmund co chwila dokonuje jakiegoś wyboru z dwóch możliwości, co jest przecież charakterystyczne dla gier przygodowych.
Czytanie zajęło mi dwa wieczory. Miło spędziłam czas, jednak ani razu mocniej nie zabiło mi serce. W powieści zabrakło mocniejszych akcentów, emocji wywoływanych kolejnymi wydarzeniami. Postaci nie przekonywały do siebie na tyle, by się z nimi utożsamiać. Może miłośnicy gry komputerowej mogliby być zadowoleni z lektury, mnie jednak trochę rozczarowała.
Anna Kruczkowska