Dariusz Rekosz to autor wielu książek przygodowo-detektywistycznych. I w jego kolejnej powieści, skierowanej do młodzieży, ?Czarny Maciek i wenecki starodruk?, widać jego doświadczenie w temacie. Lekturę czyta się bardzo przyjemnie, choć zdarzają się dość ryzykowne sceny jak na młodocianych bohaterów, takie z pogranicza fikcji literackiej z prawdą. Mogę jednak z czystym sercem napisać, że rówieśnikom Czarnego Maćka, czyli uczniom ostatnich klas podstawówki, z pewnością lektura się spodoba.
O czym jest książka? Troje ósmoklasistów: koledzy od zawsze, czyli Maciek ?Czarny? Czerny i Paweł ?Kisiel? Kisielewicz, oraz prymuska Kasia Górecka to nie jest najlepszy zespół założycielski biura detektywistycznego. Nie dość, że nieletni, to jeszcze nie do końca chłopacy lubią dziewczynę. Wcale nie dlatego, że jest nowa. Raczej z powodu ewidentnego lizusostwa. Jednak to ona zaprasza ich do wzięcia udziału w pewnym wyzwaniu: by szkoła była przyjaznym miejscem, bez wandalizmu czy kradzieży. Taki był pierwotny cel ich czteroosobowego biura. Tak, czteroosobowego, bo jest jeszcze ktoś, kogo w sumie wszyscy znają, ale kogo oficjalnie nie znają. Trudno to wytłumaczy bez spoilerowania, przyjmijmy więc, że dzieci jest czworo i zakładają klub detektywistyczny. Zaczynają od ustalenia tożsamości złodzieja baterii z myszek w sali informatycznej. Jednak po nitce do kłębka, bo okazuje się, że zabawa przeradza się w wielką aferę kryminalną, o międzynarodowym zasięgu. Efektem jest pogoń, i to na motocyklach, za grupą szmuglerów i starodrukiem weneckim wartym krocie. Jednak zabawa kończy się, kiedy w grę wchodzi ich własne życie. Czy uda im się rozwiązać kryminalną zagadkę bez uszczerbku na zdrowiu? Jak wybrną z poważnych kłopotów, w które wpakowali się przez własny brak detektywistycznego doświadczenia?
Fabuła bogata jest w fantastyczne, nieco zbyt fantazyjne momentami akcje, ale to właśnie one sprawiają, że chce się czytać książkę od razu do ostatniej strony. Przygody obfitują w nietypowe rozwiązania problemów, choć zdarzyło się jedno w stylu deus ex machina. Bohaterów da się lubić, ale jako rodzic bardzo mocno zastanowiłabym się, czy pokazać dziecku ich za przykład. Owszem, lektura daje obraz, jak dobrze jest ufać sobie wzajemnie, współpracować i pomagać. Jednak dzieci powinny wiedzieć, że nie należy pewnych spraw załatwiać na własną rękę, a zawiadomić dorosłych, a może nawet odpowiednie służby (choć z drugiej strony wiem, jak często rodzice bagatelizują historie usłyszane z ust ich dzieci). Przyjemnie śledzi się zaskakujące losy bohaterów, zazdrości ich tajemnego klubiku i przygód, choćby niektórych, które ich spotykają.
Monika Kilijańska