Szczęście jest niezwykle ulotne. Nie zaprzątamy sobie nim głowy, dopóki nas nie opuści. Matt Hunter miał nadzieję, że wykorzystał już życiowy przydział nieszczęść. Dziewięć lat temu, w wyniku bójki, przypadkowo doprowadził do śmierci młodego mężczyzny. Po kilku latach spędzonych w więzieniu Matt powoli wracał do siebie. Teraz ma dla kogo żyć-swojej pięknej żony Olivii i nienarodzonego jeszcze dziecka. Szkopuł w tym, że gdy wszystko idzie po naszej myśli, przewrotny Los tylko czeka, by zaśmiać nam się prosto w twarz.
Matt otrzymuje na swój telefon zdjęcie żony i mężczyzny, którego nie zna. Do tego policja ma do niego pytania w związku z tajemniczą śmiercią zakonnicy, której prawdziwych personaliów nikt nie zna. Mężczyzna czuje na plecach oddech przeszłości. Wie, że mimo wszystko to on ponownie znalazł się na policyjnym radarze. Jednak w tym momencie najważniejsze jest dla niego dotarcie do żony i uzyskanie od niej odpowiedzi na wszystkie pytania. A Olivia ma bardzo dużo do ukrycia.
W swojej karierze mola książkowego jakimś cudem omijałam twórczość pana Cobena. Może omijałam to za duże słowo, wszak przeczytałam kilka jego książek i choć bardzo mi się podobały, to nigdy nie przeczytałam wszystkich. Jednak bazując na tych, które znam, wiedziałam, że Niewinny zapowiada się bardzo dobrze. Życie w cieniu wyrzutów sumienia. Tak mogłabym pokrótce opisać codzienność głównego bohatera. Zabity przez Matta chłopak wciąż jest gdzieś obok niego. Kilka lat odsiadki zdaje się dla mężczyzny jednocześnie za dużą i za małą karą. Dlaczego? Otóż z jednej strony Hunter zdaje sobie sprawę, iż śmierć Stephena była zwykłym przypadkiem i równie dobrze to on mógł tak nieszczęśliwie upaść.
Z drugiej jednak strony nie zmienia to faktu, że mieszając się w bójkę, miał świadomość ewentualnych konsekwencji. To wydarzenie podąża za nim niczym cień, rzutując na jego postrzeganie siebie. Jego kara nie skończyła się po wyjściu z więzienia; dla społeczeństwa już zawsze będzie mordercą. Z tego powodu jest bardzo łatwo polubić Matta. Nie jest człowiekiem, który obarcza winą za swoje decyzje kogoś innego. Dla niego Stephen nie był kimś, kto spowodował kilkuletnią wyrwę w jego życiorysie, lecz osobą z krwi i kości, która straciła życie w tak młodym wieku. A to dobrze o nim świadczy. W pewien sposób zmienia też postrzeganie przez niego świata, gdyż wie, że nic nie jest czarne lub białe.
Mimo że Matt ma bardzo wyraźne dowody na to, że jego żona okłamała go i prawdopodobnie zdradza z innym mężczyzną, nie daje temu wiary. Ta więź między Hunterem a Olivią jest bardzo ciekawa, rzekłabym nawet, że rzadko spotykana. Mam wrażenie, że oni nie tylko mówili o bezgranicznym zaufaniu do siebie, lecz naprawdę je czuli. Większość z nas zapewne postawiłaby krzyżyk na osobie, która z dużym prawdopodobieństwem okłamuje nas w tak ważnych aspektach życiowych. Jednak nie Matt. On postanawia wyruszyć na poszukiwania żony i od niej dowiedzieć się całej prawdy.
Niewinny jest książką intrygującą z dwóch powodów, a wspomniana już strona obyczajowa pozycji jest jedną z nich. Drugą natomiast jest prowadzone śledztwo w sprawie śmierci zakonnicy. Dziwnym trafem wszystkie poszlaki prowadzą do bliskich Huntera, a tym samym do niego samego. Nic dziwnego, że czujne oko policji skupiło się na nim, w końcu ma za sobą odsiadkę. A jednak w tej sprawie tak naprawdę to nie on gra pierwsze skrzypce.
Przy tej lekturze nie sposób się nudzić; czułam się tak, jakbym oglądała jeden z ciekawszych filmów akcji i już nie mogę się doczekać obejrzenia serialu. Pan Coben z każdej strony atakuje nas nowymi informacjami, skłania do uważnego śledzenia wydarzeń i zmusza do podjęcia się ich analizy i wyciągnięcia własnych wniosków. Ta historia jest tak zawiła, że niejednokrotnie sama nie wiedziałam, w którym kierunku powinny ruszyć moje podejrzenia. Autor zaserwował mi kilka niespokojnych godzin, podczas których starałam się jak najszybciej dotrzeć do końca.
Nie bez powodu książki Harlana Cobena znajdują się na szczycie list bestsellerów; autor tak fantastycznie włada piórem, że od jego literackich dzieci nie sposób się oderwać. Jednym ruchem przenosi nas w miejsce, w którym toczy się akcja. I wsiąkamy w nią bez reszty, czując euforię, smutek czy ból. Jesteśmy jednocześnie obserwatorami i uczestnikami wydarzeń. Naprawdę rzadko się zdarza, by książka (dosłownie!) przenosiła nas w inne miejsce. Myślę, że do jego twórczości nikogo nie muszę zachęcać, znamy go i uwielbiamy od wielu lat. A jeżeli ktoś jeszcze się waha, to zachęcam do jak najszybszej zmiany nastawienia! Omija Was coś fantastycznego!
Katarzyna Pinkowicz