Rok 2020. Na świecie pojawia się pierwszy vortex, czyli tunel, dzięki któremu można przemieszczać się z jednego miejsca do drugiego. Niestety pravortex zmienia życie na Ziemi na zawsze, wprowadzając chaos, gdyż miesza ludzkie DNA z cząsteczkami roślin, kamieniami, metalami, wodą, powietrzem oraz ogniem. W wyniku tego powstaje Wielka Mutacja. Siedemdziesiąt dziewięć lat po pojawieniu się pravortexu po Ziemi, oprócz ludzi, chodzą splitowie – niebezpieczni mutanci, których nie wolno bagatelizować. Bywają zdradzieccy, agresywni, a nawet potrafią zabić. Nie zawsze z premedytacją, ale bywają momenty, że nie kontrolują swoich mocy.
Do walki ze splitami zostają powołani łowcy. Jednym z nich zamierza zostać Elaine. Jest to jej misja, świadomy wybór i wielkie marzenie. Przemieszczając się vortexami, chce wyłapywać splitów i odstawiać ich do strefy bezpieczeństwa, by nie mogły już nikomu zagrozić. Tylko zanim to się stanie, Elaine musi wygrać wyścig, by stać się łowcą. Wyścig jest trudny i niebezpieczny, wielu go nie ukończy, niektórzy zostaną ranni bądź zaginą i nie zawsze zostaną odnalezieni. W najgorszym przypadku kandydaci zginą. To ryzyko, które muszą ponieść, by wygrać wyścig. Elaine jest dzielna i robi wszystko, co w jej mocy, by ukończyć wyścig. Na wygraną nie ma szans, ale w pewnym momencie wydarza się coś, co na zawsze zmieni życie naszej bohaterki. Coś, czego ani ona, ani nikt inny nawet w najśmielszych snach się nie spodziewał…
Ach, co to była za książka! Objętościowo wydaje się gruba, czcionka jest mała, ale gdy zasiadłam do lektury, wszystko inne przestało się liczyć. To nie jest zwykła historia. Zresztą, która dystopijna opowieść taka jest? Autorka miała twardy orzech do zgryzienia, gdyż wyczarować kolejne uniwersum, bez powtórzeń i inspiracji innymi książkowymi światami, nie jest prosto.
Choć ta historia najbardziej spodoba się młodym czytelnikom, to do sięgnięcia po nią skłoniła mnie informacja, że Elaine ma w sobie coś z Katnees Everdeen. Czytaliście lub oglądaliście “Igrzyska śmierci”? Uwielbiam tę książkę i jestem w niej bezgranicznie zakochana. A jak jest w przypadku książki Anny Benning? Czegoś takiego szukałam. Dawno już pogodziłam się z tym, że żadna książka nie wypełni dziury w moim sercu po “Igrzyskach śmierci”. Niełatwo było mi się rozstać z bohaterami trylogii. Anna Benning już od pierwszej strony zaczęła wypełniać ową pustkę, a będąc na końcu książki, z czystym sumieniem mogłam powiedzieć, że moje serce odżyło. Teraz bije coraz mocniej, ale do pełni szczęścia potrzeba mi kolejnych części z serii “Vortex”. Mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać na kontynuację.
Od zawsze powtarzałam i będę powtarzać, że najtrudniejsza do napisania jest książka z gatunku fantasy. Dużo łatwiej jest poruszać się w świecie, który znamy i w którym żyjemy, niż zbudować ten świat od podstaw. Anna Benning udowodniła, że żyjemy wśród ludzi o ogromnej fantazji. Wśród ludzi, którzy od dziury w ziemi, poprzez fundamenty, budowle, miasta, a skończywszy na niesamowitych istotach, tworzą swoje książkowe królestwa. Nie dość, że mają wyobraźnię przestrzenną, to niczym Bóg dają życie swoim wymyślonym postaciom, a niekiedy całym klanom i rasom. Im bardziej wymyślni bohaterowie, tym większy ukłon składam autorowi książki. Anna Benning udowodniła, że jej wyobraźnia nie zna granic, a pisanie jest jej prawdziwą pasją. Z przyjemnością sięgnęłam po pierwszą część jej serii i już nie mogę doczekać się kolejnej.
Aleksandra Nowacka Sas