Niektóre książki czekają długo i przyjemność z czytania jest wtedy większa, inne muszą odczekać swoje, jakby organizm czuł, że lektura będzie bolesna i się przed nią wzbrania. Nie należę do tej grupy ludzi, którzy uważają, że wydawanie w self-publishingu jest czymś nagannym. W ten sposób ukazało się wiele wartościowych powieści, a ogrom chłamu, jaki ukazuje się czasami, w tych porządnych wydawnictwach, przyprawia o ból głowy. Zatem nie osądzajmy powieści po wydawnictwie. Ja sama tak naprawdę nie zwracam na to uwagi i nie mam z automatu jakichś obaw. Co najwyżej mam oczekiwania.
Przepustka od Pana Boga to książka, która skupia w sobie tematy, które lubię. Po pierwsze realia życia w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, po drugie błękitne dzieci, czyli tetralogia Fallota, a więc zaburzenia kardiologiczne u dzieci, wymagające operacji, bo inaczej los takiego dzieciaczka byłby bardzo ciężki. Wysiłek czy nawet gwałtowny śmiech sprawiał, że dziecko zaczynało się dusić, wynikało to z wady w budowie serca, które nie zasklepiało się, jak należy i krew z obiegu płucnego i głównego mieszała się, co zaburzało równowagę krwiobiegu. Jak widzicie to naprawdę mój konik. Życie zaś w mrocznych czasach PRL-u interesuje mnie ze względów sentymentalnych. Lubię czytać, oglądać i słuchać o tamtym okresie. Te czasy obserwujemy z perspektywy Michała, doktoranta, oficera, idealisty. Zakochany w swojej żonie jest u progu własnego mieszkania. Nie może skończyć doktoratu, bo nie ma dostępu do tajnych badań. Prowadzi zwykłe życie, aż zachodzi za skórę władzy i dostaje rozkaz wyjazdu z Warszawy. Zbliża się stan wojenny, a krótko po nim termin porodu pierwszego, wymarzonego dziecka Michała, które, jak już wiecie z mojego przydługiego wstępu, urodzi się chore, a Michał będzie starał się zrobić wszystko by jej pomóc.
Brzmi ciekawie? Bo zapowiadało się fantastycznie, a jak jest? Nudno. Przeraźliwie nudno. Autor postanawia nas zabrać w podróż w czasie, co samo w sobie jest zabiegiem świetnym, ale wykonanie jest siermiężne. Akcji w tej książce jest tyle, co prawdy w obietnicach wyborczych. Jest mnóstwo opisów, które nic nie wnoszą, pełno dialogów nie tylko drętwych, ale też bez przełożenia na akcję. Czasy są ciekawe, problemy dają pole do eksploatowania ich i stworzenia z tego porywającej i wzruszającej powieści, ale absolutnie nie wyszło. Jest nudno. Książka bez akcji. Absolutnie nie polecam, bohaterowie są tekturowi, nie można się zaangażować w ich problemy. Bardzo ciężka powieść i równie dotkliwy wielki zawód.
Katarzyna Mastalerczyk