Nigdy nie rozumiałam pasji i miłości do roślin doniczkowych. Jeśli były, cieszyły moje oko, ale komu by się chciało dbać, podlewać, nawozić, sprawdzać paluchem ziemię, dowiadywać się, czego danemu okazowi potrzeba? Nuda. To się zmieniło zeszłej wiosny. Wirus zamknął nas w domach. Na dworze ciepło, słonecznie, wspaniale, a my siedzieliśmy w czterech ścianach. Rozpaczliwie brakowało mi spacerów, zieleni, przyrody… Postanowiłam, że skoro nie mogę iść do parku, bo jest zamknięty, to przyprowadzę trochę zieleni do domu. Zaczęło się od okazu Pilea peperomioides, czyli popularnego pieniążka. Byłam pewna, że roślinkę zabiję, miałam wszak już na swoim koncie uśmiercenie nie tylko dość delikatnego fikusa bonsai, ale także… kaktusa. A jednak pieniążek rósł, a ja zaczęłam się rozglądać za kolejnymi roślinami. Tak zostałam plant mom, a mówiąc żartobliwie po polsku: rośliniarą. Dom się zazielenił, a ja coraz częściej musiałam sięgać po porady w Internecie: jak pielęgnować, co ile podlewać? No i co to za wkurzające małe muszki latające przy moim kwiatku? A gdy zgubiłam się w gąszczu często sprzecznych rad, postanowiłam sięgnąć po książkę Weroniki Muszkiety i Oli Sieńko Projekt Rośliny.
Weronika i Ola na pomysł na swój projekt wpadły przypadkiem. Przyjaciółki były na wycieczce w ogrodzie botanicznym we Wrocławiu, gdzie zachwyciły je fantazyjne kaktusy i sukulenty. Miłość była do tego stopnia nagła i wielka, że dziewczyny zapragnęły otoczyć się zielenią i stworzyć miejsce, gdzie ludzie i rośliny będą żyć w symbiozie. Takie były początki Projektu Rośliny. A książka? To nie tylko przewodnik po uprawianiu najmodniejszych gatunków, ale też poradnik wnętrzarski i próba pokazania pewnego zjawiska opierającego się na założeniu, że roślina nie jest tylko elementem wystroju. Jest żywym, niezależnym bytem, który potrzebuje uwagi i ciepła. Obok podstawowych zagadnień, takich jak: podłoże, donice, przesadzanie, woda, światło, chorowanie roślin oraz ich współistnienie z najmniejszymi domownikami (dzieci i zwierzęta domowe), znajdziemy także autorski wybór roślin do mieszkania podzielonych według rodzaju i potrzeb, a więc na słonecznych, rozproszonych, cieniolubnych i zawieszonych. To dobra metoda wyboru roślin, nierzadko się bowiem zdarza, że w sklepie zachwyci nas okaz, na który kompletnie nie mamy w domu warunków (bo na przykład nasze mieszkanie jest raczej ciemne, a roślina potrzebuje dużo światła). Znajdziemy w tym spisie i rośliny popularne, jak chociażby eszewerie, modne ostatnio alokazje czy monstery, które wróciły do łask, ale i te mniej znane kwiatowym laikom, jak maranty, zanokcice czy wdzięcznie brzmiące płaskle łosiorogi.
W książce czekają na nas również wskazówki na temat tego, jak wejść w roślinny styl życia. Jeśli nade wszystko lubicie spójność i ład, niekontrolowana zielona dżungla nie będzie dla was. Zamiast tego możecie dobierać rośliny kolorami liści albo oprzeć kompozycję na kontrastach w ich barwach i kształtach. Jedni zechcą podkreślić wnętrze pojedynczą, wyrazistą i dużą rośliną, inni wypełnić pokój zwisającymi, pnącymi się, rozrastającymi się pędami. Jeżeli zależy wam na spójnym wystroju, zastanówcie się nad stylem doniczek: czy wolicie ciemne, o naturalnym kolorze a może te jaskrawe? Czy preferujecie naturalne materiały (glina, wiklina, makrama) czy sztuczne (plastik)? Może postawicie na stylowe metalowe kwietniki? Możliwości jest mnóstwo.
Projekt Rośliny zawiera również wskazówki na temat tego, jakie rośliny będą się dobrze czuły w salonie, kuchni, sypialni czy łazience (koniecznie z oknem! Jeśli nie macie okna, pozostają wam… rośliny sztuczne). Do tego mamy kilka krótkich wywiadów z właścicielkami zielonych wnętrz. Dużo jak na niecałe 200 stron, ale… No właśnie. Jeśli ktoś nastawił się na to, że jest to wyczerpujący poradnik na temat pielęgnacji roślin doniczkowych, to się zawiedzie. Każdemu zagadnieniu poświęcone są dwie-trzy strony (a bywa, że jedna), a omówionych roślin jest ledwie 26. Chciałoby się więcej: tak roślin, jak informacji. Zbędne, bo niewiele wnoszące wydały mi się wywiady: wolałabym więcej porad na temat pielęgnacji roślin. Lepiej więc Projekt Rośliny potraktować jako poradnik dla początkującej rośliniary i piękny album w jednym: fotografie są bowiem absolutnie zjawiskowe i powodują, że ma się ochotę na gruntowne prze aranżowanie salonu. I duży dodatek roślin. Wielu, wielu roślin.
Projekt Rośliny nie jest więc idealnym poradnikiem dla miłośników roślin doniczkowych, z pewnością jednak nieźle wprowadza w temat i może rozbudzić pasję do zieleni. A do tego z pewnością będzie pięknie prezentował się na półce.
Karolina Sosnowska