W ramach rodzinnego spotkania obejmującego trzy pokolenia wybraliśmy tę grę, aby umiliła nam czas oczekiwania na upieczenie się ulubionego ciasta rabarbarowego. Zanim się spostrzegliśmy, rozgrywka tak nas wciągnęła, że zamiast kilku rund rozegraliśmy kilkanaście. O deserze nie zapomnieliśmy, ale jego kosztowanie zeszło na drugi plan. Okazało się, że każdy chętnie podchwycił zaproponowane ćwiczenia szarych komórek. Rozgrywka pokazała, w jakich zadaniach jesteśmy szybcy i sprytni, a nad jakimi powinniśmy jeszcze popracować, aby efektywniej wykorzystywać mózg. Podobało nam się to, że losowo dobieraliśmy zadania, a potem mogliśmy wykazać się pokonaniem przeciwników trafnością odpowiedzi i szybkością ich zgłaszania. Graliśmy w szóstkę, maksymalną liczbę osób przewidzianą przez twórców, wykorzystywaliśmy zatem wszystkie fragmenty kartonikowych mózgów. Teoretycznie, gra kończyła się, kiedy ktoś zebrał całe czteroelementowe puzzle, ale postanowiliśmy przyznawać według własnych zasad także drugie miejsce. Jedna rundka zajmowała około kwadransa.
Fantastycznie bawiliśmy się podczas chwytania skojarzeń związanych z kolorami i kształtami. Początkowo wiele było w tym wahań, lecz z czasem każdy wykazywał się już biegłością. Nieco trudniejsze okazywało się wskazywanie niepasujących geometrycznych elementów. Gdy już załapaliśmy, o co chodzi, mózgi szybko przystosowywały się do wyłapywania różnic. Ciekawym urozmaiceniem okazała się gra w papier, kamień i nożyce w dwubarwnej odsłonie, przy warunku wybrania właściwej dłoni i koloru. Migiem opanowaliśmy sztukę łączenia kształtów, w tej materii najwięcej kart kolekcjonowali dziadkowie. Natomiast ekspresowe matematyczne obliczenia szczególnie przypadły do gustu najmłodszym graczom. Zabawa we wskazywanie konstelacji z największą ilością gwiazd wystawiała nasz stół na test wytrzymałości, gdyż natychmiast wiele rąk zgłaszało się uderzeniem o niego, by wskazać właściwą odpowiedź i prześcignąć innych. Sporo uśmiechu mieliśmy, kiedy gubiliśmy się w orientacji przestrzennej na mini planszach. Zręczność łączenia kierunków i kolorów nie każdemu od razu wychodziła. Największą zabawę mieliśmy podczas wyzwań zapachowych, odgadywanie w ciągu dziecięciu sekund, przez potarcie w określonym miejscu kartonika, czym pachnie. Żałowaliśmy, że do dyspozycji mieliśmy tylko dziesięć kart zapachowych, chcieliśmy jeszcze intensywniej bawić się zmysłem węchu.
Pomysł na grę jest wart rozważenia. Zdecydowaliśmy się zakupić poprzednie odsłony, tak aby wszystkie połączyć i mieć więcej urozmaiconych wyzwań. Jest to zabawa, która sprawdzi się podczas rodzinnych spotkań i imprez z uśmiechem. Rozgrzewanie różnych partii mózgu to nie tylko znakomita rozrywka, ale również możliwość sprawdzenia jego elastyczności. Po pewnym czasie każdy będzie biegły w wyzwaniach pamięci, spostrzegawczości, refleksu, logicznego myślenia i wyczuwania zapachu z zamkniętymi oczami. To oznacza niestety dość szybki spadek zainteresowania dostępnym zestawem kart. Wówczas bardziej będzie liczyła się szybkość podawania rozwiązań. Zawartość mieści się do podręcznego pudełka, które można zabrać ze sobą wszędzie na wakacje, a w domowej szufladzie zajmuje mało miejsca. To dziewięćdziesiąt różnych kart i sześć układanek z obrazkiem mózgu. Edukacyjna gra o lekkim stopniu trudności, ale sporych emocjach. Liczba uczestników mieści się w przedziale od dwóch do sześciu osób. Dobrze, jeśli każdy z graczy ma skończone min. 8 lat.
Izabela Pycio