Oświadczyny przyjmuję tylko między 20.00 w piątek a 3.00 w sobotę, w Paryżu, na balkonie z widokiem na wieżę Eiffela.
Pandemia to trudny czas dla wszystkich, szczególnie kiedy byliśmy pozamykani w domach i kontakt z najbliższymi był utrudniony. Z pomocą przychodził nam Internet i różnego rodzaju komunikatory, jednak czy jest to w stanie zastąpić spotkania w świecie rzeczywistym? Czy można odnaleźć prawdziwych przyjaciół w sieci? Udało się to bohaterkom serii książek Pod wspólnym niebem Magdaleny Kołosowskiej, czyli Zosi, Irminie i Danusi. Poznały się na jakiejś grupie, a później zaczęły pisać ze sobą i od razu nawiązały naturalny, szczery kontakt i zwierzały się sobie wzajemnie ze swoich rozterek.
Stopniowo poznajemy historie przyjaciółek, jednak główną bohaterką książki Kiedyś dogonimy Paryż jest Zosia. Kobieta jest matką dorosłych bliźniaczek, pracuje zdalnie jako korektorka tekstów dla różnych wydawnictw. Kilka lat wcześniej rozwiodła się z mężem, którego przyłapała na zdradzie z sąsiadką i długo walczyła o podział majątku. W ramach rozliczenia Cezar kupuje jej wymarzony dom, który niestety znajduje się na wsi, a ona nie wyobraża sobie opuszczenia rodzinnego miasta. Po przemyśleniach i rozmowach z najbliższymi decyduje się na przeprowadzkę. W jej życiu nagle pojawia się Filip, mężczyzna z przeszłości, z którym pracowała, a także miała…krótki romans. Przypadkowe spotkanie na stacji benzynowej sprawia, że starzy kochankowie odnawiają znajomość. Czy tym razem ich bliższa relacja ma szansę przetrwać?
Kiedyś dogonimy Paryż to cudowna opowieść o kobietach czterdzieści plus, których nie da się nie lubić. Każda z nich ma swoją przeszłość, problemy, jednak dzięki temu, że mają siebie i w każdej chwili mogą podzielić się wzajemnie swoimi rozterkami, jest im łatwiej. Autorka w powieści idealnie przedstawiła prawdziwe, nieidealne życie. Pokazuje, że czterdziestka na karku to nie koniec świata, nieważne, ile ma się lat, trzeba korzystać z życia, jak tylko się da. Jest to świetna, lekka lektura do poczytania podczas podróży, czy do porannej kawy. Czyta się ją szybko, w tekst wplecione są też rozmowy przyjaciółek z komunikatora. Gwarantuję, że podczas lektury nie zabraknie emocji, niektóre fragmenty sprawią, że uśmiech sam pojawi się na ustach, inne wywołają łzy napływające niespodziewanie do oczu. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to zakończenie, spodziewałam się czegoś innego i czuję niedosyt, dlatego z niecierpliwością czekam na kolejny tom z serii Pod wspólnym niebem.
Ala Studnicka