Są książki, których nie da się określić w kategorii dobra lub zła. Są za bardzo prawdziwe, bolesne, trudne nie tylko dla czytelników, ale dla autora. Nie wszyscy sięgają po taki typ literatury i ja to całkowicie rozumiem, ponieważ takie pozycje potrafią wpłynąć na naszą psychikę i postrzeganie świata, a dodatkowo poruszają (niekiedy) bardzo kontrowersyjne tematy. Taką lekturą jest Sama Katarzyny Nowak.
Jeżeli nie słyszeliście jeszcze o tej książce, to musicie to nadrobić, poczytać opinie, a potem głęboko zastanowić się nad tym, czy to dobra lektura dla was. Sama to historia niesamowicie trudna, bolesna, która może w was wzbudzić wiele reakcji. Od płaczu po krzyk czy wielką bezsilność wobec zła. To opowieść, która może zburzyć wasz światopogląd. Nie zmienia to faktu, że to jest książka, która pokazuje zakłamanie instytucji, jaką jest kościół katolicki oraz polskie sądy. To historia, o której w Polsce powinno być głośno, bo to, czego doświadczyła jej autorka, to istne piekło.
Katarzyna Nowak, bohaterka i narratorka, opisuje czas, w którym była molestowana, gwałcona i więziona przez księdza, który jej rodzicom obiecał pomoc. Kasia pochodziła z domu patologicznego, jej rodzice wpadli w alkoholizm, a podczas kłótni potrafili zrobić krzywdę sobie i dzieciom. Nikt nie powinien dorastać w takich warunkach, ale jednak autorka, jak i jej rodzeństwo musiało. Kasia, jako ta gorsza, została zauważona przez księdza, który obiecał jej rodzicom, że zajmę się ich córką i umieści ją w katolickiej szkole. Jednak tak się nie stało. Kasia była przetrzymywana na plebani (gdzie widzieli ją inni mieszkańcy), w zakonie, u znajomej jej oprawcy (która notabene jest psychologiem), a w dodatku w mieszkaniu matki księdza, która wyjechała do Ameryki.
Jednak nie tylko o tym pisze autorka-po tym, jak odzyskała wolność, opisuje reakcje ludzi, pracowników domu dziecka, prokuratorów, sędziów na to, co jej się wydarzyło. Niedomówienia, wątpliwość w słowa skrzywdzonego dziecka, zarzucanie jej kłamstwa, a w momencie, gdy Kasia wystąpiła do sądu o zadośćuczynienie-twierdzenie, że pokrzywdzona zdecydowała się na to dla pieniędzy.
Czy ta lektura boli? Tak. Każde słowo, każde zdanie i wers zapada w sercu i w pamięci. Sama wywołuje multum emocji, od złości, nienawiści po przerażenie. Problem pedofilii w kościele katolickim to nie jest nic nowego, jednak przez lata wszystko było zamiatane pod dywan. Nadal pokrzywdzeni boją się mówić o tym, co im się przydarzyło. Są obwiniani, przezywani, a byli tylko dziećmi, a ich oprawcy to dorośli ludzie, którym wszystko uszło na sucho. Obraz kościoła, jaki maluje w tej książce autorka, jest przerażający. Coraz więcej osób dokonuje aktu apostazji, wątpi w prawomocność działania duchownych, a oni nie robią nic, aby poprawić sytuację. Przerażająca była również obojętność najbliższych autorki-rodzeństwa, rodziców czy rodziny. Wszyscy pojawili się w tej lekturze epizodycznie. Więcej wsparcia okazali Kasi obcy ludzie niż ci, którzy powinni stanąć w jej obronie.
Podziwiam autorkę, że dała radę napisać tę książkę, a najpierw, że przelała wszystkie swoje myśli na bloga. Podziwiam ją za odwagę; że zdecydowała się przetrzeć szlaki i stała się bohaterką, dla wszystkich, którzy zostali skrzywdzeni. Kasiu, jestem z Tobą!
Niezmiernie trudno mi jest wystawić ocenę tej książce. Treść, jaka się w niej znalazła, przyprawia o dreszcze. Jest trudna, emocjonalnie ciężka, ale Sama to lektura niezwykle ważna, dla samej autorki i dla społeczeństwa. Dlatego wystawiam jej najwyższą notę, ponieważ nic nie jest w stanie kategoryzować tej lektury, wprowadzić jej w sztywne ramy skali ocen. Wystawieniem Samej dziesiątki, chcę pokazać, jakie emocje wywołała u mnie ta historia, jakie emocje wzbudziła i to, że nie potrafię o niej myśleć.
O tym, czy zechcecie ją przeczytać, musicie zdecydować sami. Ja nie mogę jej ani polecić, ani odradzić. Po lekturze Samej nie będziecie już tacy sami.
Katarzyna Krasoń