Dość często książki naukowe czy reportaże przedstawiają drobiazgową kolejność wydarzeń, przez co mogą być nieco powolne lub suche. W przypadku Na zawsze w lodzie. Śladami tragicznej wyprawy Johna Franklina tak nie jest.
Na wyprawę mającą znaleźć północno-zachodnie przejście przez morza i wyspy Arktyki na wybrzeże Pacyfik, zostały wysłane przez brytyjską Royal Navy w 1848 roku, dwa statki, Erebus i Terror. Wyprawą kierował nieco podstarzały jak na kapitana arktycznej wyprawy Sir John Franklin. Oba statki zostały wyposażone w najnowszą technologię, w tym aparat fotograficzny czy zapas konserw. Okazuje się, że one i kilka nie do końca trafnych decyzji, spowodowały tragedię, której badanie nie ustaje nawet dziś.
Wysiłek włożony w rozwiązanie zagadki tego, co stało się z Terrorem i Erebusem w latach 1845-1848, był niezwykle dokładny i trwa do dziś. Już w momencie przekroczenia daty, jaką określała ilość pozostawionego na pokładach statku prowiantu, czyli trzech lat od wyruszenia w rejs, lady Franklin, bardzo wpływowa kobieta, poruszyła niebo i ziemię, byle tylko znaleźć ponownie męża, żywego czy też nie. Zależało jej choćby na oczyszczeniu jego dobrego imienia, bo przychodzące z Arktyki informacje były tak mrożące krew w żyłach, że aż czasami niemożliwe. To dlatego wyprawa Franklina dziś jest bardzo dobrze opisana w materiałach z epoki. Trąbiły o niej gazety, pisano książki.
Ta książka opisuje wszystkie próby, najpierw uratowania członków załogi, a potem niestety ich ciał i artefaktów z ekspedycji, aby dowiedzieć się, dlaczego Franklin i jego załoga zniknęli podczas wyprawy, która na 100 procent miała być powodzeniem naukowym. Niestety Franklin nie mógł wiedzieć, że mroźne zimy 1845-1848 były jednymi z najgorszych w historii tego obszaru. Miejsca, które wcześniejsze wyprawy notowały za żeglowne, skute były lodem. Osłabieni przez szkorbut i dziwną niemrawość, apatię spowodowaną złym przechowywaniem żywności w puszkach marynarze zostali w końcu zmuszeni do marszu, ciągnąc sanie z zaopatrzeniem do znajdującej się setki kilometrów osady sprzedawców futer. Żaden z tych mężczyzn nie doszedł do celu.
Przez lata świat spekulował na temat losów ekspedycji Franklina. Wiele statków wysłano na początku następnych lat, początkowo jako akcje ratunkowe, ale potem, po upływie zbyt wielu lat, po prostu jako ekspedycje badawcze, mające na celu ustalenie losu ludzi. Innuici opowiadali, że widzieli statki i białych mężczyzn ciągnących sanie po jałowej lodowej pustyni. Początkowo handlowali nawet z marynarzami, po czasie jednak znajdywali tylko trupy, czasem wskazujące na akty kanibalizmu, w co nie mogła uwierzyć romantyczna wiktoriańska śmietanka towarzyska. W końcu, po latach niepowodzeń, nawet te poszukiwania ustały.
Dopiero w 1981 roku Owen Beattie i grupa innych antropologów postanowili wznowić poszukiwania Franklina i wreszcie odkryć, co spowodowało niepowodzenie misji. Ta książka jest jego relacją z lat spędzonych na podążaniu śladem pozostawionym przez wcześniejsze ekspedycje ratunkowe i jego ostatecznego odkrycia tego, co naprawdę stało się ze 129 mężczyznami podczas tej pamiętnej podróży.
To wspaniała naukowa opowieść przygodowa łącząca przeszłość i teraźniejszość autorów (pierwsze wydanie w oryginale to 1988 r.). Treść wzbogacona jest licznymi ilustracjami, także z miejsc ekshumacji, co i zaciekawia, i nieco przeraża, ale na pewno pokazuje, jak życie potrafi tworzyć niesamowite tragiczne scenariusze.
Monika Kilijańska