Jakiś czas temu miałam przyjemność recenzować dla Was “Królestwo Dusz”, czyli pierwszą część cyklu osadzonego w świecie afrykańskich wierzeń. Dziś przychodzę do Was z recenzją drugiego tomu, “Żniwiarza Dusz”. Jeśli jesteście ciekawi, czy mi się podobało, czy kontynuacja wypadła lepiej, a może gorzej na tle poprzedniczki, to zapraszam serdecznie do dalszej części wpisu.
Drugi tom ściśle związany jest z częścią pierwszą. Zostajemy wrzuceni w te samo miejsce, na jakim skończyliśmy “Królestwo Dusz”, co jest świetnym zabiegiem, bo dzięki temu od razu możemy sobie przypomnieć bieg wydarzeń, w sytuacji, gdy nie zabieramy się za kontynuację bezpośrednio po odłożeniu poprzedniej książki. Niestety, jeśli chodzi o akcję, mam wrażenie, że jednocześnie było jej za mało i za dużo. Z jednej strony widoczne jest, że autorka chciała, żeby historia się rozwinęła, przez co starała się dołożyć kilka wątków, tylko moim zdaniem niepotrzebnie. Przez ten zabieg niestety tracimy związek z główną osią, ponieważ mamy wrażenie jakby z jednego centralnego biegu wydarzeń, utworzyło się dwa, a może nawet trzy oddzielne opowieści które, choć połączone ze sobą, są odrębnymi bytami.
Przechodząc do bohaterów – już przy pierwszej części wspominałam, że główna bohaterka jest nieco irytująca, ale zdarza się to często w tego typu książkach. I o ile tam nie bardzo mi to przeszkadzało, bo spotykałam już gorsze, bardziej denerwujące kobiece postacie, tak tutaj czuję ze zdwojoną siłą jej głupotę. Wciąż też mało mi postaci drugoplanowych. Nadal mam wrażenie, że niezależnie czy autorka wykreowałaby tych bohaterów, czy też nie, nie miałoby to wpływu na fabułę.
Gdybym nie widziała okładki, imiona bohaterów zostałyby zmienione, a ja kompletnie zapomniałabym poprzedni bieg wydarzeń, mogłabym pomyśleć, że są to dwie zupełnie odrębne książki. Tak bardzo czuć zmianę stylu pisania Reny Barron, że można by pomyśleć, że książki mają zupełnie innych autorów (choć być może jest to wina zmiany tłumacza). “Królestwo Dusz” było książką lekką, jednak zaliczyłabym ją do dorosłej fantastyki, szczególnie w porównaniu do “Żniwiarza Dusz”, który jest już kategorią głęboko młodzieżową. W poprzedniej recenzji pisałam również o wątku miłosnym, który napędza dwójkę naszych bohaterów do działania, dodaje im skrzydeł, itd… Teraz mam wrażenie, że ta miłość przyćmiewa im wzrok i rozum. Arrah zachowuje się jak niedojrzały podlotek mimo powagi sytuacji, w jakiej się znajduje.
Zdecydowanie na plus zasługuje teraz sam motyw mitologiczny, który z kolei nie do końca sprostał moim oczekiwaniom poprzednio. Tutaj jest on rozbudowany i lepiej rozumiem zasady działające w wykreowanym świecie, przez co znacznie łatwiej podążało mi się przez fabułę i koniec końców zdecydowanie mam chrapkę na dalszą część przygód Arrah i Rudjeka.
Mimo wszystkich negatywów uważam, że książkę powinno się przeczytać, szczególnie jeśli jesteśmy po lekturze pierwszej części cyklu. Drugi tom wypada gorzej, ale mimo wszystko daję mu 6 gwiazdek z nadzieją, że następny tom wynagrodzi mi wszystkie niedociągnięcia.
Anita Szynal – Wójtowicz