Wszyscy doskonale wiedzą, że w okresie II Wojny Światowej, w obozach zagłady, na więźniach przeprowadzane były nieludzkie eksperymenty. Najczęściej słyszy się oczywiście o Auschwitz, chwilami o Gross-Rosen, ale takich miejsc było znacznie więcej. W niewielkiej miejscowości na Dolnym Śląsku, w Dyhernfurthcie, powstał kameralny zakład przemysłowy, w którym pracowano nad bronią chemiczną, która mogłaby momentalnie przechylić szalę zwycięstwa w kierunku Adolfa Hitlera. No ale oczywiście najpierw trzeba było ją na kimś przebadać
Widzicie, z jednej strony nauka sama w sobie powinna się bronić. Ludzie od zarania dziejów prowadzili różnego rodzaju eksperymenty i doświadczenia, co wiązało się z rozwojem społeczeństwa, medycyny, technologii. Nawet te wszystkie okrutne akcje, nawet te nieludzkie badania przeprowadzane na więźniach, mimo wszystko przyczyniły się do tego rozwoju. Pojawia się tu jednak kwestia moralności, ale to nieodłączny element nauki, nawet niekoniecznie jej ciemnej strony. Przecież nawet dzisiaj walczymy o prawa zwierząt, na których testowane są leki czy kosmetyki, co jest niesamowicie okrutne… Natomiast ludzie chwilami sami się zgłaszają na terapie eksperymentalne, aczkolwiek ciężko porównywać je z tym, co działo się w obozach.
Książka ta składa się z trzech części. Pierwsza z nich prezentuje cały proces powstawania fabryki, począwszy od samego zalążku pomysłu na to, aby ją zbudować. Nie brakuje tutaj informacji o potencjalnych truciznach, o substancjach, które najbardziej interesowały wtedy naukowców oraz dowódców wojennych. Druga część to relacje więźniów, poruszające, trudne i ciężkie. To obraz ich morderczej pracy, to widok ich pobratymców, których obserwowali, jak idą na testy, to coś, o czym już niejednokrotnie się czytało-realia życia w obozie, realia bycia niżej w hierarchii. Bolesna prawda. Część trzecia skupia się już z kolei na procesach sądowych, śledztwie i poszukiwaniu oprawców.
Po raz pierwszy tak naprawdę miałam okazję czytać o tego rodzaju eksperymentach przeprowadzanych przez Trzecią Rzeszę. Znacznie częściej spotyka się tematykę typowo medycznych badań, prac związanych z bliźniętami czy płodnością i tym podobnych. Tutaj skupiamy się na broni chemicznej, na opisie szkodliwych substancji, na tworzeniu laboratoriów i odpowiednich warunków pracy z truciznami tego typu. Wydaje mi się, że o obozie w Dyhernfurthcie nie mówi się za często… Czyżby nie było to aż tak medialne? Czy może jednak wszyscy oscylują wokół tego, co najbardziej znane? Mimo wszystko więźniowie doznawali tutaj takiej samej krzywdy, psychicznej i fizycznej.
Tomasz Bonek wykonał kawał naprawdę dobrej roboty, szukając konkretów i faktów, zdjęć, akt, wspomnień. Następnie udało mu się ułożyć to wszystko w spójną całość, interesującą, ukazującą ciąg przyczynowo skutkowy podejmowanych działań. To bardzo dobre uzupełnienie wiedzy o obozach i działaniach III Rzeszy w okresie II Wojny Światowej, dodatkowa wiedza skupiająca się na nieco innym obliczu ówczesnej nauki i strategii wojskowej.
Magdalena Senderowicz