Cieszę się, że wychowałam się na fantastyce. I, że mimo upływu lat jest stale obecna w moim życiu. Są tacy, którzy twierdzą, że fantastyka jest dla słabych, którzy uciekają przed rzeczywistością. Ja uśmiecham się tylko z politowaniem i odpowiadam “Jeśli chcesz, to zostań w tej szarej rzeczywistości, a ja sobie spędzę kilka godzin w innym świecie”. A odwiedzam ich wiele. Są różne. Mroczne i piękne, dzikie i niebezpieczne, egzotyczne, ale w ostatecznym rozrachunku tak podobne do… naszego. W jednym z tych światów zadomowiłam się na dobre. Mam w nim już swój dom, walizki i ulubioną kawiarnię, a mowa tutaj o Atlancie przyszłości, mieście, w którym rozgrywa się akcja serii o Kate Daniels, której autorem jest duet podpisujący się pseudonimem Ilona Andrews.
Powróciłam do Atlanty przy okazji 8 tomu serii, który nosi tytuł “Magia zmienia”. Kiedy sięgamy po kolejne części historii, którą pokochaliśmy, to mamy wrażenie, jakbyśmy odwiedzali kolegów z liceum. Niby ich znamy, ale podejrzewamy, że wiele się u nich zmieniło. I jesteśmy spragnieni historii. Odwiedzając Kate po raz 8, byłam pełna napięcia. Opis sugerował nam kolejne mrożące krew w żyłach przygody, masę problemów i konflikty miłosne. Takie tam jak to w życiu. Kate i Curran odchodzą od Gromady, szukają swojego własnego miejsca w świecie, a nie tak łatwo porzucić stare przyzwyczajenia. Do tego dowiadują się o zaginięciu Eduarda i postanawiają zaangażować się w poszukiwania. A to tylko czubek góry lodowej problemów, które na nich czekają. Jest w tej historii wszystko, w czym zakochałam się, sięgając po pierwszy tom – magia, akcja, emocje, pełnokrwiści bohaterowie, dobre dialogi, humor. Jest wątek detektywistyczny i rozlew krwi. Realny, namacalny świat mimo obecności wilkołaków, wampirów, strzyg i Bóg jeden wie czego jeszcze. A taki świat właśnie lubię: fantastyczny, ale w całej swojej magii realny. I chyba trochę mi smutno, bo jednak spotkanie z Kate mnie zawiodło. Zapytasz drogi czytelniku: “Jak to? Przecież chwalisz!”. No i chwalę, bo było w tej historii wszystko, co lubię? ale lubię też pierogi, a nie wyobrażam sobie, żeby jeść je codziennie. “Magia zmienia” była poprawna, jeśli tak to mogę określić. Dobra na równym sobie poziomie, ale w niczym mnie nie zaskoczyła. Jakby autor znowu poprowadził nas po tej samej ścieżce: początek, budowanie napięcia, moment kulminacyjny, rozwiązanie zagadki, koniec, który nie wszystko wyjaśnia i obiecuje kolejną przygodę. I tak jest to fajne raz! Może być fajne nawet pięć razy, ale przy ósmym…
Czy to jest zła książka? Absolutnie nie. Wszystko, co sprawiło, że dotarliście do 8 tomu serii, dalej w niej jest. I można się świetnie bawić, czytając. Śmiać się, wkurzać i płakać. Tylko ja chciałabym się jeszcze zdziwić. I wiem, że pisząc już kolejny tom bardzo poczytnej serii, jest to bardzo trudne, ale albo ma się na to pomysł, albo trzeba powiedzieć pass. Ja czuję niedosyt. A może wręcz przeciwnie, może to przesyt? Sama nie wiem, chyba czas na przerwę.
Sylwia Krajewska