Był czas, gdy co do zasady nie tykałam zbiorów opowiadań. O ile nie zmusiła mnie szkoła, w której nauczyciel wymuszał przeczytanie jakiegoś zbioru, to sama z własnej woli raczej ich unikałam. W opowiadaniach nie lubię tego, że są krótkie, że nim zdążę się wgryźć w klimat, to powoli opowiadanie się kończy. Często, gdy zaczynam czytać kolejne opowiadanie zaraz po poprzednim, podświadomie zakładam, że to kolejny rozdział, szukam tych samych bohaterów, dokończenia wątków. Wraz z upływem lat dojrzewam i doceniam krótkie formy, kilka razy w roku, już z własnej woli sięgam po opowiadania i tak trafiłam na “Wieczór w raju”.
Autorka tych opowiadań miała trudne życie. Nie widać po niej maniery pisarki z ciepłych sal wykładowych, wykwintnych bibliotek. Bardziej widać wnikliwość samotnej matki, wielodzietnej rodziny, która codziennie zmaga się z codzienności. Martwi się o to, jak zapewni byt swoim dzieciom. Lucia Berlin oficjalnie zmagała się z alkoholizmem, z którego wyszła dopiero niedawno (oby na zawsze), jej opowiadania są bardziej chaotyczne, ale słowa trafiają sedno. To moja pierwsza styczność z autorką, toteż nie wiem, jak wypada ta książka na tle jej twórczości, ale zaintrygował mnie jej styl. Nie są to opowiadania genialne, wybitne. Czasami autor w krótkiej formie, w krótkich zdaniach potrafi poszarpać duszę czytelnika, tutaj może nie mamy aż takiego kalibru, ale mamy zdania, które trafiają w punkt. Działają na wyobraźnię.
Możemy poznać Amerykę od nieco innej strony, to nie jest ten kraj sukcesu i bogactwa, jaki znamy z ckliwych filmów i pierwszych stron gazet. To szara, małomiasteczkowa rzeczywistość, która może być tak bardzo nam bliska. Małe miasteczka z ich familiarnością, ale i uprzedzeniami, dyskryminacją, ostracyzmem, ale i solidarnością, samotnością w tłumie. Cała kaskada różnorodności, z której się składa życie. Chociaż są to opowiadania z Ameryki, możemy odnaleźć w nich codzienność z polskiego podwórka. Bardzo ciekawie byłoby to odkrywać. Te 22 opowiadania o Stanach Zjednoczonych pokazują różnorodność tego raju, ja byłam usatysfakcjonowana, bo miałam okazję znów poczytać o tych przemysłowych miastach, które po upadku wielkiego przemysłu pustoszeją i ubożeją na potęgę, co przypomina mi procesy z mojego rodzinnego podwórka. Jestem zadowolona, bo nie znużyły mnie te opowiadania, a byłam wręcz zadowolona z wielości tematów i różnorodności miejsc, o których autorka pisze.
Katarzyna Mastalerczyk