W moim odczuciu zima jest idealna do thrillerów. Zmrok zapada szybko, co pomaga wczuć się w klimat. Wprawdzie w lecie uważam, że mało co tak mrozi krew w upalny dzień, jak dobry thriller, to jednak największe emocje towarzyszą mi podczas czytania tego gatunku, gdy czytam je w mroźne dni. Jedyny minus to, że niejednokrotnie boję się tak, że wyjście na zewnątrz wiąże się naprawdę z emocjami, ciągle wydaje mi się, że zza krzaka ktoś dybie na moje życie. Postanowiłam wziąć to ryzyko na klatę i sięgnąć po powieść amerykańskiego pisarza, niezbyt u nas znanego, bo na naszym rynku są raptem dwie jego książki.
Dwie młode dziewczyny wyjeżdżają niespodziewanie z kampusu i udają się do innego stanu. Zimno, mroźnie, przed nimi kilkusetkilometrowa droga, wszystko się może zdarzyć. I wydarza się, wkrótce po rozpoczęciu podróży, kilka kilometrów od kampusu wpadają w nurt lodowatej rzeki. Jedna z dziewczyn ginie, drugiej udaje się przetrwać, ale ta śmierć staje się dla mieszkańców przypomnieniem tragedii sprzed lat, gdy również zginęła kobieta. Czy morderca już nasycił żądzę krwi? Czy nadal nad brzegiem rzeki czeka śmierć? To nie tylko opowieść o zbrodni, ale także o emocjach, o stracie i żałobie. Dosyć nietypowe połączenie.
Można uznać, że pomiędzy powieścią o emocjach, przeżywaniu, psychologii a thrillerem, który też musi poruszyć w naszym umyśle czułe strony, jest cienka granica. To nie jest jeden gatunek, dobra powieść będąca ich połączeniem polega na żonglerce, na dawkowaniu elementów. Tymczasem Tim Johnston poszedł w opisy. Zagadka, śmierć jest raptem punktem wyjścia, później następuje wodolejstwo i to nie na najwyższym poziomie. Zabrakło mi w tej książce dynamiki, nie było też stopniowania napięcia ani punktów, które podbijałyby naszą uwagę i trzymałyby nas w napięciu. Akcja tej książki jest jednostajna jak podróż metrem. Miałam wrażenie, że nic się nie dzieje i że książka nigdy nie dobiegnie końca. Najmroczniejszym elementem tej powieści jest okładka, a ja bez strachu wychodziłam z domu nawet po ciemku. Niestety. To nie jest tak, że ta książka to dno den, nie – ja sądzę, że znajdzie swoich fanów.
Jeśli ktoś lubi opowieść o emocjach, bardzo niespieszną, to na pewno się w niej odnajdzie. Nie jest to książka, którą łatwo pochłonąć jednym tchem, jest lepsza do spokojnego czytania, z czasem na przemyślenia. Sądzę, że jako taka lektura znajdzie swoich fanów.
Katarzyna Mastalerczyk