Istnieją powieści, które są już niemal legendarne. Fenomenalne sagi fantastyczne polecane od lat i żałuję, że dopiero teraz poznaje te cudowne książki. Przede mną jeszcze takie perełki jak Malezjańska Księga Poległych, Z mgły zrodzony, ale rozpoczęłam przygodę z Cyklem Demonicznym i muszę przyznać, że brakuje mi słów.
Od wielu lat, gdy zapada zmrok, ludzie zamykają się w domach i malują runy, które bronią je przed otchłańcami – mrocznymi, strasznymi demonami, które polują na ludzi. Człowiek jest jednak bezsilny w starciu z potworami, ale w pamięci wszystkich jest echo dawnych opowieści o świecie wolnym od demonów.
Arlen ma dosyć biernego czekania i uważa, że ludzie powinni zacząć walczyć. Gdy musi, decyduje się na odważny, acz lekkomyślny krok, który może zmienić całe jego życie. Leesha to młoda dziewczyna, która ma zaplanowane całe życie, jednak małe kłamstwo może skutecznie zniszczyć jej przyszłość. Rojer w młodym wieku stracił wszystko – matkę, ojca i dom. Swoje życie związał z Minstrelem i z muzyką.
Ta książka to arcydzieło, którym zachłysnęłam się już od pierwszej strony. “Malowany człowiek” rozpoczyna Cykl Demoniczny Bretta. Wydawnictwo Fabryka Słów wznowiło serię i tym razem, dwie części, zostały zamknięte w jednej książce. Trudno mi znaleźć słowa, aby opisać tak dobrą książką, jaką jest “Malowany człowiek”. Petter V., Brett nie bez powodu stał się słynny na cały świat, a jego powieści biją rekordy popularności.
Co łączy tę trójkę? – to pytanie zadajemy sobie już po kilkunastu stronach. Wszystkich bohaterów poznajemy, gdy są w młodym wieku i dopiero podejmują pierwsze wybory, które ukształtują ich przyszłość. Arleen opuszcza rodzinną wioskę, tak jak Rojer, ale młodszy z nich nie robi tego z własnej woli. Leesha jest kobietą, która nie pasuje do utartej normy, przyjętej przez całą społeczność. Gdy miejscowa zielarka i akuszerka przyjmuje ją na nauki, bohaterka wreszcie czuje, że zaczyna naprawdę żyć. Śledząc ich losy, obserwując to, czego doświadczają, jakie przeciwności muszą pokonać, niesamowicie się z nimi zżyłam. Obserwowałam, jak dorastają, zmieniają się i jak kształtują ich miejsca, w których się znajdują. Peter V Brett wykreował postacie barwne, wielowątkowe, prawdziwe. Arleen, Leesha oraz Rojer wielokrotnie dokonali wyborów, które w końcu złączyły ich drogi i sprawiły. Nie zawsze decydowali mądrze; niekiedy, robili coś pod wpływem emocji, co jeszcze bardziej robi z nich ludzi, a nie tylko bohaterowie nakreśleni na papierze.
Od pierwszych stron autor rzuca czytelnika w wir akcji, ale nie podaje nam wszystkiego na tacy i chociaż “Malowany człowiek” w nowym wydaniu to ponad 800 stron cudownej, literackiej przygody, to jeszcze wiele tajemnic i miejsc do odkrycia przed nami. Chociaż nie narzekam na tempo akcji, bo ta, chociaż czasami zwalniała, w pełni mnie satysfakcjonowała, to aż boje się, co będzie dalej, gdy autor będzie zbliżał się do punktu kulminacyjnego całej serii. Ptere V, Brett w perfekcyjny sposób opisuje bitwy i miejsca; każdy pojedynek z otchłańcem jest pokazany tak, że aż włos się jeży na głowie, a serce omal nie wyskoczy z klatki piersiowej. Trudno oderwać się od treści, a ja spędziłam nad książką weekend. Czytałam ją w każdej wolnej chwili, rezygnując ze snu i chwili wytchnienia.
Nie chce zdradzić zbyt dużo, aby nie odebrać wam tych wrażeń z lektury, bo twórczość Petera V Bretta jest nawet dla tych, którzy uważają, że ciężko fantastyka nie jest dla nich. W przypadku “Malowanego człowieka” nie odczuwałam ciężkości treści czy fabuły; nie czułam się zagubiona ani przez chwilę, co niejednokrotnie miało miejsce podczas czytania innych książek, które wpisują się w ten gatunek. Czy polecam? Tak, bo każda chwila z “Malowanym człowiekiem” dostarczy wam wspaniałych wrażeń, chwil spędzonych w innym, strasznym, ale zarazem pięknie świecie, z bohaterami, których pokochacie.
Katarzyna Krasoń