Trzecia część cyklu toruńskiego skupia się na Beacie, trzeciej z przyjaciółek, których losy się rozeszły po to, by potem znów poplątać ich ścieżki. Prężnie działająca firma, dorastająca córka, czyli wszystko, co piękne, może pójść nie tak.
Akcja książki dzieje się w sierpniu, a więc powinna pachnieć latem i beztroską. Dla mnie jednak jest powiewem wiosny, nadziei, świeżości i tego wszystkiego, co kochamy w tej porze roku. I choć w tym tomie również spotykamy się ze stratą i żałobą, to odebrałam go inaczej, niż poprzedni. Owszem, wątek śmierci otworzył rany i przywołał wspomnienia, ale nie rozdarł mnie na milion kawałków. Być może dlatego, że jestem już w innym momencie życia, a może przez to, że tu jest inaczej poprowadzony. Nie powoduje depresji i załamania, choć oczywiście nie można powiedzieć, że Beata nie przeżywa i nie cierpi, jednak ma wsparcie, przyjmuje je i przyjaźń dziewczyn sprawia, że wszystko jest łatwiejsze do przejścia. W tym tomie widać wyraźnie, że dziewczyny się dotarły, wszelkie wydarzenia je scaliły i umocniły ich relację. W tym wszystkim oczywiście swój udział ma też Michał. I ten męski pierwiastek zdaje się hamować nastroje, wprowadzać dystans i stabilizować kontakty przyjaciółek. Na początku nie był to mój ulubiony bohater, ale szalenie wręcz podoba mi się, jak się zmienia, jak ewoluuje z ciepłych kluch i takiego rozlazłego misia na faceta z krwi i kości, który potrafi postawić sprawę jasno i trzymać się postanowień. Przestał też być zazdrosny, oczywiście nie do końca, ale takie lekkie skazy jeszcze bardziej przekonują do zmiany, która zaszła i tego, że walczył z sobą o lepsze ja.
To jest zdecydowanie mój ulubiony tom. Autorka nie stroni od trudnych tematów. Jest strata, pojawienie się ojca córki Beaty, wszystko dzieje się na raz, jak to w życiu bywa. Mimo to jednak mam wrażenie, że ta część najbardziej tchnie nadzieją i taką czułością. Tu nawet najgorsze kłopoty ta się przegadać, przepłakać na czyimś ramieniu, a potem wspólnie znaleźć rozwiązanie. Ta więź między bohaterami jest budująca. I nawet zakochana Marlena stępiła pazurki i pokazała bardziej ludzką twarz. W zasadzie cieszę się, bo w poprzednim tomie wyszła na wstrętną jędzę i jeszcze bardziej jej nie lubiłam. Tu jednak dziewczyny dają jej szansę, a ona pokazuje, że zawsze warto wyciągnąć dłoń do drugiego człowieka.
To wspaniałe zakończenie cyklu toruńskiego. Pełne przyjaźni, ciepła, czułości i tego nieuchwytnego czegoś, co sprawia, że chcemy z bohaterami spędzić jeszcze więcej czasu.
Katarzyna Boroń