W jednym z podcastów Bookowisko przy okazji omawiania którejś z amerykańskich książek o tematyce LGBTQ+ usłyszałam coś, co dało mi do myślenia. Mianowicie, że tam temat tęczowej społeczności jest już przepracowany i amerykańskie społeczeństwo jest w procesie akceptacji o wiele dalej niż my, Polacy. Właściwie miałam tego świadomość, ale mimo to zżymałam się, gdy w jakichś obyczajówkach pisanych przez Amerykanów temat był traktowany zbyt lekko, zbyt… zwyczajnie? Wydawało mi się to nienaturalne, zbytnio wygładzone. Teraz, z tymi przemyśleniami z tyłu głowy opiszę moje wrażenia na temat tęczowej młodzieżówki Phila Stampera The gravity of us.
Cal marzy o dziennikarskiej karierze. Jest już w całkiem niezłym miejscu, bowiem dzięki kontu na FlashFame z pół milionem obserwujących jest całkiem znany w Nowym Jorku. Jest prawie pewne, że został dostrzeżony również przez te większe ryby w oceanie, ponieważ wstępnie zaakceptowano jego osobę na stażu do BuzzFeed. Te ambitne plany przekreślają jednak jeszcze ambitniejsze plany jego ojca, który zgłosił się do NASA jako ochotnik do pierwszej załogowej misji na Marsa. Wkrótce Cal razem z rodzicami zostawia Brooklyn na rzecz gorącego i wilgotnego Houston.
Chłopak jest zrozpaczony: musi opuścić dobrze znany mu świat, porzucić przyjaciółkę, na której wsparcie mógł liczyć od lat i ruszyć w nieznane. W dodatku jego życie szybko zamienia się w telewizyjne reality show-z ciągle kłócącymi się rodzicami i odgrywaniem ról idealnej amerykańskiej rodziny na potrzeby medialnego spektaklu. Wokół misji na Marsa narasta nerwowa atmosfera: których pilotów NASA wybierze do pierwszego lotu? Czy wszystko pójdzie zgodnie z planem? Jakie są rodziny kandydatów i jak wpływa na nich ta sytuacja?
A potem Cal spotyka Leona, którego mama jest astronautką w tej samej misji. I w zawrotnym tempie traci dla niego głowę. Teraz w dodatku na świeczniku jest ich świeże i delikatne uczucie. Kamery są wymierzone prosto na nich, a dziennikarze są gotowi na wszystko, by zdobyć interesujące ich informacje lub… trochę namieszać. Kiedy na jaw wychodzą ukryte motywy stojące za programem, Cal musi znaleźć sposób na odkrycie prawdy bez ranienia tych, na których najbardziej mu zależy.
Ogień, który płonie we mnie na myśl o Leonie, wydaje się wyjątkowo jasny. I czysty. Czuję się podobnie jak wtedy, gdy po kilku godzinach spędzonych na poszukiwaniu właściwego koloru tła do moich zajawek filmów odnalazłem wreszcie ten absolutnie idealny odcień błękitnawej zieleni. Nie umiałem powiedzieć, czemu był idealny, a jednak taki właśnie był.
Tak samo mam z Leonem. Moje uczucia do niego są właściwe.
Kiedy zobaczyłam zapowiedź tej książki, byłam zachwycona. Kosmos i wątek miłości LGBT brzmiał jak coś, co na pewno mi się spodoba. A jednak przez sporą część książki moje uczucia były mieszane. Mam wrażenie, że fabuła jest mocno nierówna: raz wlecze się ponad miarę, innym razem przyspiesza. Na początku nie umiałam też polubić Cala: zostaje zmuszony do opuszczenia swojego rodzinnego miasta i zarzucenia kariery dziennikarza i wkurza go to, co mogę zrozumieć. Nie rozumiem natomiast, a może powinnam powiedzieć-nie pochwalam tego-że gdy zauroczy się w Leonie, momentalnie zapomina o swojej wieloletniej przyjaciółce Deb. Olewa ją, mimo że wie, że przed jego wyjazdem miała spore kłopoty. Natomiast relacja z Leonem rozgrywa się zbyt szybko i dopiero gdzieś przy końcu zaczęłam ją czuć.
Oprócz fascynującego wątku NASA i planowanego lotu w kosmos The gravity of us to typowy romans Young adult. Chłopcy mają swoje problemy, choć właściwie żaden nie jest związany z ich orientacją (Ameryka, przypomnijmy sobie!), raczej ogólnie z dorastaniem, poszukiwaniem swojej życiowej ścieżki, czy zmaganiem się z oczekiwaniami innych. To akurat jest bardzo fajnie pokazane i myślę, że trafi do wielu czytelników, nie tylko tych nastoletnich.
[Leon] siada ze skrzyżowanymi nogami na środku drogi. Robię to samo. Czuję wobec niego magnetyczne wręcz przyciąganie.
Chcę być jeszcze bliżej, choć niemal się dotykamy.
Chcę, żebyśmy byli jeszcze bardziej sami niż teraz, choć przecież nikogo tu nie ma.
Nie chcę cię stracić-wyduszam z siebie.-Nie podoba mi się… Nie podoba mi się, jak szybko wszystko się tu zmienia.
-Nic się nie zmieni-szepcze Leon, nachylając się, by mnie pocałować.
Podsumowując, to przyjemny romans young adult, który mimo pewnych wad czyta się dobrze. Myślę, że niedociągnięcia wynikają ze stosunkowo niewielkiego dorobku pisarskiego autora, któremu daję kredyt zaufania na przyszłość.
Karolina Sosnowska