Czasami, gdy czegoś bardzo pragniemy, jesteśmy gotowi zrobić wszystko, by to dostać. Wtedy może nawet nas zaślepić chęć posiadania i nie liczą się żadne konsekwencje czy cena, jaką przyjdzie nam zapłacić. Nie tylko za zdobycie, ale i ukrywanie swoich czynów. Zawsze jednak przychodzi moment, gdy prawda wychodzi na jaw.
Zarys fabuły
Po ostatnich wydarzeniach Sonja wraz z Bjornarem postanawiają pomoc dotrzeć Lotcie do domu. Jak się okazuje, jest nim wioska tajemniczych ludzi gór. Cała trójka zostaje bardzo ciepło przyjęta i wszyscy cieszą się z ich przybycia. Czas spędzony w tym miejscu jest dla nich radosny i spokojny. Szybko jednak dociera do Sonji, że nie wszyscy mieszkańcy są tacy dobrzy, a zwłaszcza przywódczyni Ravnda skrywająca coś bardzo złego i niebezpiecznego.
Światła północy to seria, która zachwyciła mnie przede wszystkim skandynawskim klimatem oraz przepięknymi ilustracjami. Siostry wrony to już trzecia część debiutanckiego cyklu i muszę przyznać, że scenarzystka wie jak wejść z przytupem na komiksowy rynek wydawniczy.
Słów kilka o szacie graficznej
Malin Falch nie tylko pisze, ale również ilustruje tę historię i muszę stwierdzić, że wychodzi jej to rewelacyjnie. Co więcej, tutaj obraz ma większy przekaz, niż sama treść, bo jeśli się temu przyjrzeć, tekstu zbyt wiele nie ma i to prace artystki opowiadają całą historię. Siostry wrony warto więc czytać powoli, skupiać się na każdej ilustracji, by dostrzec, co się na nich znajduje – widoki, ruchy, emocje, klimat skandynawski oraz ukrytą tam magię. Nie da się tymi pracami nie zachwycać.
Moje wrażenia
Jak słusznie ktoś zauważył, Malin Falch bez wątpienia wzoruje się postaciami z Disneyowskich bajek. Mnie to jednak nie przeszkadza, bo historia Sonji ma swoją prywatną magię. Siostry wrony to bezpośrednia kontynuacji poprzednich zeszytów i warto je poznać, zanim sięgnie się po trzecie tom. Sporo się dzieje w tej części, a nadal czuć, że to jeszcze nie koniec i autorka potęguje tylko napięcie. Świat skandynawski, pełen mitów, legend oraz tajemnic. Z dużą dawką emocji, zaskakujących zwrotów akcji, a także mnożącymi się pytaniami. Fajnie też zostały ukazane tutaj relacje, czuć rodzące się więzy przyjaźni, ale i nuty niepokoju przez niektóre postacie.
Na zakończenie
Powieści graficzne pochłania się stosunkowo szybko, ale Siostry wrony, jak i poprzednie tomy, trzeba czytać nieco wolniej. Tutaj ważne jest skupienie się nie tylko na treści, ale również na warstwie ilustratorskiej. A Malin Falch pod tym względem zasługuje na ogromne pochwały. Ja jestem jej pracami oczarowana i nie mogę przestać ich podziwiać. Ten zeszyt jeszcze bardziej pokazuje, jak niebezpieczni oraz bezwzględni potrafią być ludzie. Ile w nich zła, dwulicowości i próżności. Nie jest to cukierkowa historia, nie brak w niej jednak radości, nadziei i dobrych relacji.
Siostry wrony, czy też cały cykl polecam fanom bajek Disneya, to historia w podobnym stylu. Tylko losy Sonji przypominają wydarzeniami bardziej skandynawskie klimaty. Co dodaje całej historii więcej wrażeń. Niezwykle dobry debiut pełen magii, niesamowitych przygód i mnóstwa emocji. Ponownie trudno było mi się oderwać od opowieści, a zakończenie sprawiło, że chcę więcej. Szczerze polecam, taka niepozorna publikacja a z takim zachwycającym wnętrzem.
Irena Bujak