Łucja przed laty została wyrzucona z domu. Dziś, gdy jest prywatnym detektywem i wszystko ma w miarę poukładane, ostatnią rzeczą, jakiej pragnie, jest wrócenie tam. A jednak jedzie do tego miejsca, odgrzebuje stare rany i tworzy nowe, by odnaleźć siostrę, która zniknęła bez śladu. Czy pokona demony przeszłości, czy dopadną ją nowe?
Tej książki nie da się przeczytać na raty. Porywa, wciąga, a potem nie chce wypuścić, choć echo ostatniego zdania dawno już wybrzmiało w pamięci. Zostaje w zakamarkach umysłu, drąży niespokojnymi myślami duszę i nie daje spokoju długo po skończeniu. I chyba nigdy już się od tej książki nie uwolnię. Choć to nie są tematy, których nie znam. Jako pedagog resocjalizacji doskonale znam nie tylko zjawisko wykorzystywania seksualnego, ale też jego konsekwencje, zachowanie ofiar, policji i wszystkich z tym związanych. Czasem piękne, wspierające, czasem takie, że wcale nie trzeba się dziwić, że ofiary nie zgłaszają sprawy na policję. Znam te mechanizmy i właśnie przez to wiem, jak bardzo potrzebna jest ta książka, jak istotne jest w niej każde słowo wypowiedziane w tej sprawie. Bo niestety nadal pokutuje przekonanie, że kobieta sprowokowała, kobieta była winna, bo coś zrobiła lub czegoś nie zrobiła. Nie traktuje się poważnie kobiecego “nie”, przyzwala się na chamskie, brutalne i okrutne zachowanie mężczyzn i jeszcze się ich usprawiedliwia. Co gorsza, robią tak nawet najbliżsi ofiar, z czym już kompletnie się pogodzić nie mogę. I za to dziękuję Magdalenie Majcher. Za to, że w historii Łucji zawarła tyle innych historii kobiet, dzieciaków i innych skrzywdzonych osób. I za Sylwię, której niby “nic się nie stało”. To kolejny mit, kolejna ważna postać wołająca głosami wielu.
Ta historia pokazuje, jak krzywdzący jest sam akt molestowania, jak wpływa na dalsze życie, relacje, postrzeganie siebie, kreowanie własnego wizerunku i na to, co ofiara widzi w lustrze, ale też, co się dzieje w relacjach rodzinnych, kiedy najbliżsi zawodzą. “Najgorszy dom” jest miejscem, które chce się zrównać z ziemią, zniszczyć i nigdy do niego nie wracać. Jednak on zakorzenia się w pamięci, tak jak ta książka zakorzeni się w sercu czytelnika. Nie da się za sobą zamknąć drzwi i zapomnieć o tym, co się przeczytało. O całej podłości rodziny Łucji, o zaprzeczaniu, kłamstwach, manipulacji i krzywdzie, która nie stała się dawno temu, ale która nadal się dzieje.
Koniec historii przeraża, wstrząsa i staje się kubłem zimnej wody na łeb tych, którzy wierzyli, że coś jednak się jeszcze dobrego w tym wszystkim tli. Bo życie to nie książka, tu nie zawsze przybywa rycerz na białym koniu, a wszyscy żyją długo, szczęśliwie i w przyjaźni. I za to cenię książki autorki, za życiową prawdę, za brutalne zderzanie z rzeczywistością. A jednak chciałabym przeczytać dalszą część losów Łucji. Część, w której z podniesioną głową staje przed sądem i mówi głośno i wyraźnie o tym, że została skrzywdzona. I idzie dalej przed siebie, wolna.
A czytelnikom życzę, by nigdy nie musieli stanąć po tej stronie, co Łucja. A jeśli staną po przeciwnej, niech pamiętają, że “nie” znaczy dokładnie to, co znaczy. Nawet jeżeli wcześniej ktoś powiedział “tak”.
Katarzyna Boroń