Każdy je zna, ceni i chętnie umieszcza w swych wspomnieniach. Baśnie, które kiedyś nas kształtowały, teraz na nowo wracają do łask, ubrane w nieco inne szaty, niosąc z sobą ducha czasu i mnóstwo uwspółcześnienia. Piękno i bestie to kolejna pozycja z działu wciąż kuszących rettelingów, która zachęca mrocznym opisem i obietnicą nowej przygody. Czy udanej? Soman Chainani przygotował mroczny, niecodzienny i dość specyficzny zbiór opowieści, które na nowo miały rozpalić miłość do Jasia i Małgosi, Czerwonego Kapturka czy Pięknej i Bestii. Każda z nich jest inna, ale czy któraś trafiła prosto w moje serce?
Piękno i bestie
Gdy otworzysz Piękno i bestie zakochasz się w klimacie. Mrok, niepewność i nutka strachu mieszają się z oddechem niebezpieczeństwa i tajemnicami skrytymi pod czarnobiałymi ilustracjami. One nadają głębie całości i wciągają bez reszty. Z historiami bywa różnie. Niektóre kreatywne, inne, świeże, pozwalają na ciekawą podróż w głąb dobrze znanych realiów współczesnego świata, jednocześnie nosząc na sobie barwy baśni. Niestety zdarzyły się i takie opowieści, którym brakowało tego czegoś, co porywa czytelnika z marszu i nie puszcza do końca. Połączenia oryginału z wariacją, które idealnie się zazębią. Osobiście spodobała mi się wszędobylska mroczna magia, krwawość niektórych rozwiązań i wyborów. Piękno i bestie ma potencjał i zapewne każdy odnajdzie w tej publikacji coś dla siebie. Szczególnie że przez historie się płynie niezwykle lekko i szybko.
Wśród bohaterów
Podobnie jak przy samej fabule urzekły mnie pojedyncze elementy skupiające się w całość, tak i przy kreacji postaci z łatwością mogłabym wskazać, przy których moje serce biło nieco mocniej. Piękno i bestie przesiąknięte jest problemami dzisiejszej społeczności. Autor sięgnął po rasizm, wykluczenie, seksizm, a nawet piętno piękna, tak obecnego w dzisiejszym świecie. Każdą z baśni spisał na nowo, złamał konwenanse, ukazał mroczniejszą i mniej łagodną wersję baśni, kołyszących nas do snu. Z każdą stroną całość nabierała sensu. To nie jest idealna historia, rettelingi, które każdego czytelnika zabiorą w nostalgiczną podróż. Zbuntowane serca, magia niebezpieczna i krwawa, a naprzeciw baśnie, które kochają miliony.
Wśród ilustracji
Piękno i bestie to nie tylko tekst, ale i wspomniane wcześniej przepiękne ilustracje. Pasują do całości idealnie. Niezwykła kreska podpowiada nam, czego możemy się spodziewać, działa na wyobraźnie i pozwala z łatwością wczuć się w klimat słów spisanych przez autora. To jakże prosta mieszanka czerni i bieli, łącząca w sobie wszystkie cienie, którymi nasączona jest szarość. Szczypta koloru i zachwytom nie ma końca. Julia Iredale w niepozornej kresce skryła niepokój, mrok i strach, które przenikają nas jak kolory na jej pracach. Mieszają w umyśle i budują klimat w nieoczywisty, ale mocny sposób.
Podsumowanie
Nierówna, ale wciągająca. Nieoczywista, lecz czasem zbyt poprawna. Tu miesza się zachwyt z brakiem iskry. Czy to czyni Piękno i bestie złym tytułem? Absolutnie nie. Każdy czytelnik odbierze ją inaczej, pokocha lub zapomni, a może da jej kolejną szansę. Soman Chainani podjął się ciekawego wyzwania, które do samego końca jest czymś nieodkrytym i nieoczywistym. To czytelnik podobnie jak bohaterowie poszczególnych opowiadań musi odnaleźć rozwiązanie. Czy da się złapać w pułapkę konwenansów? A może na nowo podąży tym, co stare i dostrzeże o wiele więcej? Tego musicie dowiedzieć się sami, gdyż Piękno i bestie musi was przyciągnąć, choćby ilustracjami, oprawą czy opisem. Gdzie zawiedzie was ta przygoda? Któż to wie.
Marta Daft