Ludzi nigdy nie spotyka się przez przypadek. Pisane im było, żeby drogi ich przecięły się z jakiegoś powodu.*
Z dniem naszego przyjścia na świat zapisujemy księgę swojego życia. Pojawiają się w niej nasze doświadczenia, przeżyte chwile, smutki, radości i to, czego się uczymy. Wspomnienia, o których chcemy pamiętać i te, które pragniemy zapomnieć. Im więcej lat za nami, tym więcej historii w niej zapisanych.
Zarys fabuły
Violette ma dość niecodzienną pracę. Jest zarządcą cmentarza, do jej obowiązków należy dbanie o groby oraz pomoc odwiedzającym cmentarz. Robi jednak dużo więcej, niż powinna, wspiera pogrążonych w żałobie, wysłuchuje setki smutnych historii. Dla niektórych jest kimś niezbędnym. Sama też nie miała zbyt wesołego życia. Nieszczęśliwe małżeństwo, źle traktujący ją teściowie i niewyobrażalna strata rozdzierająca serce odciskają na niej swoje piętno. Co takiego wydarzyło się w życiu tej niepozornej kobiety?
Kiedy tylko zobaczyłam Życie Violette w zapowiedziach, od razu zakochałam się w okładce. To idealny przykład skuszenia się na powieść tylko z powodu jej wyglądu. Zerknęłam jednak potem na opis i okazał się naprawdę interesujący. Czy było warto dać się oczarować okładce?
Moje wrażenia
Valerie Perrin stworzyła powieść, której nie da się czytać szybko, autorka zadbała o to, by każdy, kto chwyci po Życie Violette, delektował się każdym słowem. By zawarte w nich emocje trafiały do odbiorcy i zapadały w sercu oraz pamięci. Tak, ten niespieszny nurt zapewnia lepszy odbiór emocji, których tutaj nie brakuje. Książka jest zaledwie historią o tytułowej Violette, zawiera opis jej życia, od urodzenia do czasów obecnych. I chociaż nie dzieje się w nim nic spektakularnego, to jej losy pochłaniają jak najlepsza powieść przygodowa. Powieściopisarka opowiada o szarej rzeczywistości, z jej wszystkimi dobrymi oraz złymi momentami. Nie da się jednak zaprzeczyć, że głównym wątkiem jest żałoba, próba pogodzenia się ze stratą, miłość matki do dziecka. To też nauka, przepełniona radościami, smutkami, nadzieją i jej brakiem oraz tym jak żyć dalej.
Słów kilka o bohaterach
Muszę przyznać, że dawno nie spotkałam się z tak realnymi postaciami, jak w tej książce. Każdy z bohaterów jest jakby z życia wzięty. Nieidealnie idealny. Ze swoimi wadami, zaletami, złymi decyzjami i ich konsekwencjami. Jednak to tytułową Violette mogłam poznać najlepiej, pozwoliła zajrzeć do swoich myśli, serca i tego, co skryte głęboko w jej wnętrzu. Wywleka na wierzch wszystkie emocje, lęki, urazy i ciosy łamiące jej serce. Emanuje też przy tym niespotykanym spokojem oraz nadzieją, która powoli się w niej rozbudza.
Na zakończenie
Dawno nie czytałam nic z literatury pięknej i Życie Violette było dla mnie miłym przypomnieniem, co ten gatunek ma mi do zaoferowania. Pochłonęła mnie ta opowieść, od pierwszych stron dałam oczarować się jej klimatowi, bo tutaj nie tylko emocje odgrywają ważną rolę. Na równi z nimi są zachwycające opisy miejsc, gdzie wszystko się dzieje. To jedna z tych historii, gdzie każde słowo ma znaczenie i wnosi wiele do tego, jak ją się odbierze. Już samo przedstawienie domku i przylegającego do niego ogródka dodaje otuchy. Tak naprawdę to jedna z tych historii, której nie da się opowiedzieć, bo każdy czytelnik wyniesie z niej coś innego. Niesamowicie poruszająca, zapadająca w serce i tak dobrze łącząca ze sobą wszystkie wątki.
Życie Violette to codzienność ze wszystkimi jej drobnostkami. Tutaj radości mieszają się ze smutkami, los przewrotnie zaś łączy i rozdziela ludzi. Valerie Perrin ma niesamowity talent do pisania o zwykłym życiu w pięknym stylu i sprawiania, że czytelnik nie ocenia wyborów bohaterów, tylko wraz z nimi wszystko przeżywa. Sięgnęłam po ten tytuł, bo zachwyciła mnie okładka, a dostałam literacką ucztę. Bierzcie i czytajcie – warto.
Irena Bujak