Tworzenie od podstaw całego uniwersum nie jest sprawą prostą, zwłaszcza gdy najdoskonalsze zostało stworzone sto lat temu przez Tolkiena. Każde kolejne będzie kopią. Lepszą lub gorszą. Wymyślenie od podstaw wszystkich stworzeń, krain, bytów i magii wydaje się zadaniem prawie niewykonalnym. Jak poradził sobie z nim Adrian Biesiada?
Powieść Błękitne Imperium jest zaledwie wstępem do większej całości. Na początku dowiadujemy się, że bohaterami będą ludzie i elfy. Jedni i drudzy na zmianę walczą ze sobą lub współpracują, gdy na horyzoncie pojawia się nieznany dotąd wróg. Takim wrogiem okazuje się legendarna Horda, której napad na spokojne ludy doprowadził do ucieczki ze Starego Kontynentu i zasiedlenie nowych, na pozór bezpieczniejszych ziem. Czy na pewno?
Przez wieki ludziom i elfom udaje się żyć we względnym spokoju. Zgoda panuje też w czasie panowania rodu Hitans, którego przedstawicielem jest główny bohater powieści Niemir. Książę jest młodszym bratem króla, którego poznajemy, gdy wchodzi w dorosłość i jeszcze nie wie, że pisane są mu niewiarygodne przygody. Na razie uczy się pod okiem swojego mentora, profesora Rouana. To dzięki rozmowom tej pary zagłębiamy się w historię Błękitnego Imperium i zostajemy wtajemniczeni w jego politykę. Powoli świat wymyślony przez autora zaczyna nas wciągać i z przyjemnością podróżujemy z bohaterami przez kolejne miasta, z zainteresowaniem śledzimy nagłe zwroty akcji i zastanawiamy się nad konsekwencjami decyzji młodego księcia. Tym bardziej że atmosfera wokół młodego wielmoży zaczyna się zagęszczać, a ataki na mijane przez niego miejscowości zdają się nieprzypadkowe. Równolegle poznajemy grupę magów, którzy wyruszają w odwrotnym do księcia kierunku, a ich zadanie długo pozostaje niejasne. Gdy fabuła wreszcie wciąga, a my zaczynamy łączyć w całość pojedyncze nitki wątków, powieść nagle się urywa.
Przyznaję, że początkowo męczyłam się przy czytaniu. Dialogi są niedopracowane i chwilami infantylne. Czuje się, że autorem jest człowiek młody, językowo jeszcze niewyrobiony. Po fantasy oczekuję fajerwerków, gęsiej skórki i trzymania w napięciu przez cały czas lub oczarowania stworzonym od podstaw światem. Tu niestety tego nie dostałam, bo choć chwilami fabuła naprawdę wciąga, to po chwili zaczyna się rozmywać i dłużyć. Przyjemność czytania dodatkowo zakłócona jest niedojrzałością językową autora. Wierzę jednak, że dalszy ciąg przygód Niemira oraz magów napisany zostanie lepiej i przyniesie mi więcej satysfakcji z poznania tej historii.
Anna Kruczkowska