“To dziwne, jak niektóre wspomnienia są ostre, jakby dotyczyły wydarzeń z wczoraj, a inne wydają się tak odległe”.
Powieść wywołała mieszane odczucia, inaczej oceniłabym pierwszą część, a inaczej drugą. Do połowy książki trochę wynudziłam się, w zasadzie mało co działo się, sporo opisów życia w więzieniu kobiety skazanej na dożywocie za zabicie męża. Mało w tym porywało, więcej technicznych aspektów funkcjonowania zakładu karnego niż okazji do wytworzenia emocjonalnego związku z główną bohaterką. Wiadome aspekty pobytu w zamkniętej przestrzeni nic nowego nie wnosiły. Natomiast ciekawym elementem okazały się migawki z przeszłości Lindy Andersson, przybliżenia, jak do tego doszło, że znalazła się w najgorszym szwedzkim więzieniu, a także fragmentaryczne retrospekcje związane z procesem sądowym. Elisabeth Norebäck nie pozwoliła na zbliżenie się do kluczowej postaci, trzymała na nabrzmiewający napięciem dystans, nie odsłaniała za dużo z faktów. Nie potrafiłam wczuć się w przeżycia Lindy.
Dopiero gdzieś od połowy książki fabuła zaczęła nabierać złowieszczych barw, tak jak na thriller psychologiczny przystało. Pojawiła się głębia w konstruowaniu portretu skazanej. Na powierzchnię dobijały się starannie ukryte tajemnice. Zastanawiałam się, dokąd wszystko prowadzi. Chętnie wchodziłam w snucie domysłów i interpretacji, przypisywania roli winnego i ofiary. Nadal nie nawiązywałam nici porozumienia z Andersson, ale w większym stopniu zaczynała intrygować. Autorka frapująco prowadziła nić docierania do istoty dramatu, podpuszczała, aby jednoznacznie opowiedzieć się po któreś ze stron. We wspaniałym stylu sprawiła zakończeniem niespodziankę. Nie przypuszczałam, że sprawy przyjmą taki obrót, dałam się zaskoczyć, ostatnie rozdziały mocno satysfakcjonujące. Nie wszystko w powieści wybrzmiewało realnie, ale podane zostało w oprawie, która nie raziła, a wręcz przeciwnie, składała się na szczególny klimat historii.
Jako córka znanej artystki i celebrytki, Linda towarzyszyła matce w trasach koncertowych. Występowała nawet w duecie z rodzicielką, śpiewając piosenki. Kiedy rozpadło się małżeństwo rodziców i młodsza córka pozostała z ojcem, Linda jeszcze intensywniej związała się z matką. Tragiczny finał imprezy w domku letniskowym stawiał więcej pytań, niż dawał zgodnych z prawdą odpowiedzi. Czy ktokolwiek był w stanie dotrzeć, co naprawdę miało miejsce? Dlaczego nikt nie miał wątpliwości o winie Lindy? Czy Potwory rodziły się same z siebie, a może za ich istnienie odpowiadali inni? Dokąd mogły doprowadzić chorobliwa obsesja i senny koszmar? A może chodziło o walkę o przetrwanie i utrzymanie się na powierzchni świadomości?
Odniosłam wrażenie, że “Nadia” sprawdzi się podczas wprowadzenia nieco mrocznej atmosfery do wakacyjnego wieczoru czytelniczego, miejscem dokonania zbrodni i nieszablonowym, przynajmniej od drugiej połowy, podejściem do bohaterki, jej postawy i wspomnień.
Izabela Pycio