Lily myślała, że złapała Pana Boga za nogi; dopiero co zaczęła pracę jako nauczycielka małego chłopca, Noaha, a już niecały rok później wyszła za jego ojca, a swojego pracodawcę, Edwarda. I to nie tak, że przyciągnęły ją do niego pieniądze. To sam Edward okazał się przystojnym i niezwykle interesującym mężczyzną. Mimo niechęci dwóch starszych córek z poprzedniego małżeństwa Lily i tak czuje szczęście. Do czasu, aż Noah zdradza jej swoją tajemnicę – jego matka wciąż ma z nim kontakt. Szkopuł w tym, że… kobieta nie żyje.
Lily musi odkryć prawdę nie tylko odnośnie tajemniczej osoby, która kontaktuje się z ośmiolatkiem, ale także przeszłości Edwarda. Kilka wyrwanych z kontekstu zdań sprawia, że już nie ufa swojemu mężowi tak mocno, jak na początku. Edward umiejętnie lawiruje między prawdą a kłamstwem, a Lily musi się dowiedzieć, kim tak naprawdę jest jej mąż.
Mimo że na podstawie opisu wydawcy fabuła książki wydawała mi się nieco oklepana, i tak postanowiłam po nią sięgnąć. Wiadomo, czasami autor czy autorka pomimo popularnego tematu potrafią wciągnąć czytelnika w stworzoną intrygę. Tak też było w przypadku Drugiej żony.
Lily, jako świeżo upieczona małżonka, musi odnaleźć się w nowej sytuacji. Trochę boli ją nieakceptacja ze strony dwóch starszych córek Edwarda, ale za to Noah zdaje się być osłodą tych trudnych chwil. Kobieta bardzo dobrze dogaduje się z chłopcem. Tak dobrze, że to właśnie jej zwierza się z tajemnic związanych z jego matką. Bohaterka wiedziała, iż kobieta zmarła w wyniku nieszczęśliwego wypadku. A jednak słowa chłopca wskazują na to, iż ta historia ma drugie dno. To, co powiedział, burzy jej dotychczasowy spokój; postanawia sama zbadać sprawę i dowiedzieć się, czy Noaha ponosi wyobraźnia, tak rozbujała jak tylko to możliwe u ośmiolatka, czy raczej w opowiedzianej przez niego historii tkwi ziarnko prawdy.
Podziwiam (tutaj zaznaczę, iż piszę to z ironią) Lily, że postanowiła wyjść za mężczyznę, którego praktycznie nie znała. Rozumiem kiełkujące uczucie, ale pośpiech w temacie ślubu zdecydowanie jest dla mnie bardzo szalonym pomysłem. I choć nie wyszedł on z jej strony, to mimo wszystko zalecałabym ostrożność. Ale gdyby nie to, nie byłoby całej historii. Edward od początku wydawał mi się śliskim typem, nastawionym na zwycięstwo w każdym temacie. Łgać potrafił jak mistrz, to mu trzeba przyznać. Nie muszę więc wspominać o poziomie mojej irytacji, która rosła z każdym jego kolejnym kłamstwem. Ten bohater został po prostu w ten sposób stworzony, naładowany tak negatywnymi cechami, że naprawdę nie można go polubić. Typowy przykład czarnego charakteru. Tłumaczy to nawet naiwność naszej głównej bohaterki, bowiem tak czarującemu łgarzowi zapewne mało która mogłaby się oprzeć. Nic więc dziwnego, że i w ich związku szybko doszło do mniejszych lub większych scysji – kłamca zawsze pozostanie kłamcą.
Jak już wspominałam, temat wydawał mi się dość oklepany, lecz mimo to brnęłam twardo przed siebie. I nie zawiodłam się. Intryga jest tak dobrze skonstruowana, że do samego końca czytałam z zapartym tchem. Emocje aż we mnie buzowały-od irytacji (podczas lektury fragmentów o Edwardzie) do niepowstrzymanej ciekawości. Miszmasz idealny, choć wolałabym, żeby Edward nie był taką jednoznaczną postacią. Został przedstawiony w taki sposób, że czytelnik nie ma problemu z określeniem go jako tego złego. A jednak chyba wszyscy lubimy zastanawiać się nad pobudkami czarnych charakterów, a później, poznając je, czujemy jako taką sympatię do owych postaci. Tutaj mamy czarno na białym-Edward to manipulator pierwszej wody. To, co skrywał, w jakimś stopniu mną wstrząsnęło. To, jak zapatrzony był w siebie i swoje racje, także. Mam wrażenie, że choć to Lily jest główną bohaterką, a my winniśmy skupić się na prowadzonym przez nią amatorskim śledztwie, to jednak ta męska postać i jej niestworzone historie przyciągają (o zgrozo) naszą uwagę najmocniej.
Druga żona to książka pełna niedopowiedzeń, tajemnic, ale i ludzi, którzy potrafią wywrzeć na nas wrażenie, mimo że nie istnieją. Zakończenie jak najbardziej mnie zaskoczyło, a dodatkowym plusem są tu oczywiście rozdziały z perspektywy matki Noaha. Praktycznie do połowy lektury nie wiemy, czy kobieta żyje, lub co kryje się za jej zniknięciem z pola widzenia Edwarda. Spędziłam z tą książką ciekawe chwile, tak więc i Wam serdecznie ją polecam. Myślę, że czasami potrzebujemy bohatera, którego możemy nienawidzić bez konsekwencji.
Katarzyna Pinkowicz