Czy na polskim rynku wydawniczym jest jeszcze szansa na cokolwiek świeżego, oryginalnego, nowego? Owszem, co udowodniło wydawnictwo W.A.B., decydując się pokazać polskiemu czytelnikowi powieść “Trans i pół, bejbi” Torrey Peters: to przystępnie napisana historia o problemach, jakie w głównonurtowej prozie dużych wydawnictw, nie były do tej pory w Polsce poruszane. Mamy tu bowiem do czynienia z transpłciową kobietą, która opisuje doświadczenia trans społeczności w Ameryce. W dodatku jest bezczelna, cyniczna i bezpośrednia, ale ona ma prawo, przecież ocenia świat, w którym się obraca i doświadczenia, jakie są jej udziałem. Cisnormo, pochyl głowę i przyjmij cięgi, na które zasłużyłaś. Osoby transpłciowe mają podwójnie ciężko: warto, chociaż na chwilę, za pomocą książki, postawić się w ich sytuacji.
Pragnienie macierzyństwa łączy wiele kobiet: nieważne, czy heteroseksualnych, czy nie. Trudno to sobie wyobrazić w naszym kraju, gdzie nie są prawnie sankcjonowane nawet związki osób tej samej płci, o potomstwie nie wspominając. Jednak w Ameryce też nie wszystko jest takie różowe: oto bowiem transpłciowe kobiety, które pragną dziecka, natykają się na szereg problemów. W tej historii walkę o szczęście i życie po swojemu podejmują trzy kobiety: Reese, Amy i Katrina. Nici, które ich łączą, są nad wyraz splątane: Reese była kiedyś w związku z Amy, transpłciową kobietą, która przeszła retranzycję i obecnie posługuje się męskimi zaimkami oraz imieniem Ames, a Ames ma romans ze swoją szefową, Katriną. Niespodziewanie w życiu tej pary pojawia się dziecko, które nosi w brzuchu Katrina. Dla Amesa to szok, bo sądził, że przez tranzycję i retranzycję stracił płodność. W dodatku pojawiają się u niego problemy z dysforią (cierpieniem odczuwanym przez daną osobę z powodu niedopasowania jej tożsamości płciowej do płci przypisanej w chwili urodzenia), która uderza w Amesa z całą siłą, gdy uświadamia sobie, że zostanie ojcem. Stereotypy przypisane do tej roli przyprawiają go o mdłości: może być rodzicem, ale nie tatą. Nie wyobraża sobie standardowego związku mężczyzna + kobieta + dziecko. Zwraca się więc do swojej byłej trans dziewczyny z nietypową prośbą: chciałby stworzyć patchworkową rodzinę, gdzie Reese byłaby drugą matką dla maleństwa. Czy taka konfiguracja w ogóle ma szansę zaistnieć?
– Kobiety cis nie muszą na to [dlaczego chcą mieć dziecko] odpowiadać. Matki otaczające mnie w dzieciństwie nie musiały udowadniać, że pragnienie posiadania dziecka jest w porządku. Owszem, sporo znanych mi kobiet zastanawia się, czy w ogóle chce mieć dziecko, ale nie dlaczego chce je mieć. To jest obecne w samym założeniu. Ciski pyta się o coś innego: Dlaczego n i e c h c e s z mieć dzieci? Coś takiego trzeba jakoś usprawiedliwić. Gdybym urodziła się cis, nigdy nie musiałabym odpowiadać na takie pytania. Nie musiałabym udowadniać, że zasługuję na różne modele kobiecości.
“Trans i pół, bejbi” była dla mnie nie tylko lekturą, ale też całym doświadczeniem, które otworzyło mi oczy na problemy osób trans. W Polsce dyskusja na ten temat jest na tak niskim poziomie, że książka taka jak ta naprawdę jest wydarzeniem i objawieniem, które może zapoczątkować zmiany wśród osób o otwartych głowach. W moim umyśle aż buzowało, co było wspaniałe, bo uwielbiam nabywać nowe punkty widzenia i dzięki temu pełniej widzieć świat w jego wspaniałej różnorodności. Tak wiele tu problemów, o których przeciętny heteronormatywny człowiek w ogóle by nie pomyślał! Problem znalezienia partnera/partnerki spoza trans świata, traktowanie trans kobiet przez cis mężczyzn jako kinku, podniecacza, czegoś odmiennego w seksie, kłopot ze znalezieniem godnej pracy (chyba że ma się dość normatywny wygląd i jest się w stanie ukryć swoją transpłciowość), wstyd, jaki się odczuwa względem swojej tożsamości i ukrywanie jej przed innymi, wreszcie chęć posiadania potomstwa. Z pewnością i tak nie wymieniłam wszystkich zagadnień wymienionych w książce Peters, ani nawet ułamka tych, z którymi na co dzień spotykają się osoby trans.
Jak można się było spodziewać, ceremonia i przemówienia zostały gęsto poprzetykane deklaracjami, jak to wszystkim zależy, żeby trans kobiety mogły korzystać z publicznych toalet. Reese w dupie ma publiczne toalety. Sąd Najwyższy dopiero co zalegalizował homoseksualne małżeństwa. Teraz ci wszyscy cis geje kupują sobie wycieczki do Afryki ? ich wielkie zwycięstwo miało charakter rodzinny. Poprzestawiali możliwości dla amerykańskiej komórki społecznej i sprawili sobie prezent, jakim była akceptacja instytucji dla heteryków, czyli małżeństwa, rodzicielstwa. Reese chciała tego samego ? nie, ona chciała więcej. Kogo obchodzą kible? I tak już jesteśmy w waszych łóżkach, ruchamy się z waszymi mężami i mamy do dyspozycji prywatną łazienkę w sypialni małżeńskiej, więcej nie trzeba.
Co może dla niektórych być rażące czy szokujące, trans kobiety przedstawiane w “Trans i pół, bejbi” nie są miłe, nie są pokorne i proszące o tolerancję. To twarde, często bezczelne babki, które bez zbędnych zahamowań walczą o swoje prawa. Torrey Peters nie oszczędza nikogo: heteronormy, cis gejów i lesbijek czy sojuszników, którzy zamiast słuchać osób trans, sami piszą im narracje i omawiają problemy, które ich nie dotyczą. To ostra krytyka poprawności politycznej i amerykańskiego stylu życia, a przez to, że tnie jak żyletka, sprawia, że krew szybciej nam krąży, a oczy otwierają się szeroko. A co najważniejsze, otwiera się też umysł. To jest moim zdaniem największa zaleta tej książki, świetnie przetłumaczonej przez Agę Zano. Ta młoda tłumaczka już wyrabia sobie markę (wcześniej rewelacyjnie przełożyła ogromnie trudną językowo “Dziewczynę, kobietę, inną” Bernardine Evaristo), a ja wiem, że będę obserwować jej kolejne translatorskie dokonania. Cóż więcej dodać? Polecam! To naprawdę odświeżająca lektura.
Karolina Sosnowska