Uwielbiam odkrywać książki napisane przed stu laty lub dalej, dawnych autorów, o których nigdy nie słyszałam. Nie zawsze są to rzeczy napisane znakomicie, zwykle jednak stanowią jakiś ciekawy puzzel minionego świata, niekiedy pasujący w jakiejś mierze i do tego współczesnego. Tak też bardzo ucieszyło mnie odkrycie istnienia kogoś takiego, jak Jan Łada. Pisarz sprzed wieku, celujący w literaturze na pograniczu horroru i fantastyki. Co ciekawe pod tym pseudonimem kryje się ksiądz katolicki, Jan Gnatowski – podróżnik i publicysta. A im bardziej wczytywać się w jego noty biograficzne, tym ciekawiej i bardziej tajemniczo się robi. Książki Jana Łady – za czasów PRL-u zakazane – obecnie wydawane są nakładem wydawnictwa Zysk. Najświeższe z wydań to “Białe i czarne duchy”, i to właśnie dzieło jest bohaterem niniejszego tekstu.
“Białe i czarne duchy” to zbiór trzech tekstów: tytułowych “Białych i czarnych duchów”, “Antychrysta” i “Ostatniej mszy”. Wspólnym mianownikiem wszystkich trzech tekstów jest – w uproszczeniu – przedstawiona w nich walka o ludzką duszę. Nie trudno się domyśleć, o jakiego rodzaju walkę chodzi, zważywszy na stan duchowny autora.
Utwór “Białe i czarne duchy” opowiada historię młodej dziewczyny wplątanej w niepokojącą sytuację z seansami spirytystycznymi. Opowieść osadzona jest w polskiej rzeczywistości tuż po Pierwszej Wojnie Światowej, kiedy to rodziny wciąż opłakują śmierć synów i braci poległych w walce. Niektórzy poszukują ukojenia w seansach spirytystycznych, z nadzieją nawiązania kontaktu z ukochanymi zmarłymi. Tak też dzieje się tutaj. Coś jednak wymyka się spod kontroli i to, co początkowo miało być nie do końca uczciwym, ale dość niewinnym podtrzymywaniem nadziei, okazało się początkiem horroru. Historia jest intrygująca, ciekawie poprowadzona i autentycznie wciąga. Mamy tu parę zakochanych, rozdzielonych przez manipulacje ludzi, ale i jakieś dziwne siły udające zmarłych żołnierzy, mamy historię opętania i starcie na linii rozum-wiara. Postaci zdają się dość autentyczne, choć czuć w nich pewien romantyczny rys. Całość ma urok dawności, dotykania czegoś utraconego. Według mnie to najbardziej udany utwór w tomie.
“Antychryst” z kolei opowiada o grupie osób skupionych wokół byłego księdza, zadeklarowanego satanisty. Podczas gdy jednak ludzie wokół niego satanizm traktują jako pretekst do rozwiązłości i nieustannej zabawy, on podchodzi do niego w bardziej filozoficzny sposób, stoi za nim głębsza myśl. Z tym utworem mam pewien problem. Z jednej strony mamy intrygującą postać głównego bohatera i całkiem realistyczną sytuację, gdy wybitna jednostka jest niezrozumiała przez grupkę wielbicieli niepojmujących głębi jego myśli i traktujących powierzchowne zrozumienie jego idei do własnych celów. Ów bohater jest targany rozterkami, ideami, myślami, wątpliwościami, analizuje teologię z innej perspektywy, miota się. Jednak, choć jego myśli zostały wypowiedziane wyraźnie, to pewne aspekty historii przemiany “Antychrysta” nie do końca wydają się dopracowane. Nie ma tu pełnego obrazu wewnętrznego procesu, pogłębionej analizy psychologicznej. Opowiadanie zdaje się obiecującym, acz niedokończonym pomysłem.
Trzecia opowieść, “Ostatnia msza”, to opowiadanie grozy w dawnym stylu. Historia opowiada o likwidacji zakonu żeńskiego przez carskie władze. Tekst jest krótki, ale zawiera w sobie sporą dawkę niesamowitości. Ma charakter opowieści przekazywanej o jakimś zamierzchłym wydarzeniu, wokół którego miały mieć miejsce nadprzyrodzone zjawiska. Uroczo niedzisiejsze.
W ogólnym rozrachunku Jan Łada tymi opowiadaniami zrobił na mnie dobre wrażenie. Nie stylem – choć i tu pewne elementy ujmują – a właśnie taką niedzisiejszością, niekiedy prostotą i naiwnością połączoną z bezpośrednim ujmowaniem głębszych, egzystencjalnych spraw. Książka jest przyjemną lekturą, mimo mroczności tematu. Klimatyczną. Ożywczą, zwłaszcza w zaduchu współczesnej – “fastfoodowej” w znakomitej większości – pisaniny. Pozostawia nieodpartą chęć poznania innych dzieł autora.
Iwona Ladzińska