Han Kang, południowokoreańska autorka literatury pięknej, wygrała nagrodę Man Booker International 2016 za “Wegetariankę”. “Biała elegia” to jej trzecia, po “Nadchodzi chłopiec”, książka, którą możemy czytać po polsku. Tym razem jednak nie jest ani tak kontrowersyjna, ani zaprojektowana tak, by mieć zasięg narracyjny tych dwóch powieści. Zamiast tego jest to fragmentaryczna autobiograficzna medytacja nad śmiercią młodszej siostry bezimiennego narratora, która zmarła dwie godziny po jej urodzeniu.
Dwie godziny to niby nie jest dużo, ale by zapadły w pamięć to wydają się nawet zbyt rozległym czasem. Han opowiada historię narodzin z punktu widzenia 22-latki. To bardzo osobista historia traumy i żałoby po dopiero co narodzonym niemowlęciu.
Napisała ją, gdy była na rezydenturze pisarskiej w Warszawie. Kiedy w powieści spaceruje wokół budynku, który został kiedyś zniszczony podczas nalotu w 1944 r., a następnie odbudowany, obserwuje, jak został on wiernie zrekonstruowany, włączając w swoją nową konstrukcję ocalały stary filar. Rozumie, że obecność siostry, podobnie jak ten filar, jest częścią jej historii i zastanawia się, czy pisząc o swojej śmierci, mogłaby dać jej nowe życie.
Książka zbudowana jest wokół białych rzeczy, które stają się częścią rytuałów żałoby i pamięci. Narratorka robi listę białych rzeczy, które zawsze są gdzieś w relacji ze śmiercią siostry: pieluszki, sól, ryż, kości, pigułki, włosy, mleko matki, mgła. Zastanawiając się nad konkretnym białym kamykiem, Han zauważa, że gdyby ciszę można było skondensować w najmniejszym, najbardziej solidnym obiekcie, tak by się czuło.
Dominującym tematem jest przemijanie, przemijanie życia i akceptacja ludzkiej kruchości. Burza śnieżna w Warszawie zaciera detal jej ulic, ale kiedy spadnie na czarny rękaw płaszcza, uwidacznia fantazyjne wzory śnieżki, które widać nawet gołym okiem. Zawierucha staje się bardziej zindywidualizowana. Od czasu do czasu inny kolor przerywa tę paletę bieli: czerwone łapy ptaka, żuraw wynurzający się z wody.
Powieść porusza się płynnie między “ja” a “ona”, w przesunięciach między pierwszą a trzecią osobą, ale także w powolnym załamywaniu się granicy między narratorem a siostrą, żywym i umarłym. Kulminacją tego jest wykucie alternatywnej historii narodzin siostry, kiedy to zaczyna powoli ssać napływające mleko matki i delikatnie otwiera oczy.
Struktura książki naśladuje sposób myślenia Kang. Fragmenty przypominają raczej małe białe wyspy, które łączą się w archipelag, który może połączyć się w jedność dopiero po odwiedzeniu każdej. Jest jednocześnie cała i podzielona na małe kawałki, rozdzielona przez śmierć rodzeństwa przed jej narodzinami i tych, o których ma fizyczne pamiątki, takich jak spalone w popiół kości jej matki. Żal matki i żal Kang z powodu śmierci splatają się ze sobą, gdy Kang próbuje odnaleźć się w godzinach krótkiego życia jej onni, starszej siostry (Han jest trzecim dzieckiem, jednak pierwszym, które przeżyło dłużej niż kilka chwil).
“Biała elegia” jest nostalgicznym, onirycznym pamiętnikiem, ale także pomnikiem wszystkich kobiet, które Kang znała i których nie znała. Być może nawet to książka bardziej dla niej samej, która straciła coś, czego nawet nigdy nie wiedziała, czym mogłoby być. Choć to niepozorna lektura gabarytowo, to nagromadzenie w niej emocji sprawia, że nie można jej przeczytać za jednym zamachem. Trzeba często przerywać, by pomyśleć nieco nad danym fragmentem, przeżyć go z narratorką i autorką, przeżyć fascynację bielą i śmiercią na swój sposób.
Monika Kilijańska