Chaim, Henryk, Jan. Imię nie jest ważne, choć opowiada historię o chłopcu, który przechytrzył nazistów, uciekł z getta i przeżył. I dziś dzieli się świadectwem swego życia z synem, a ten z nami, czytelnikami.
Nie będzie patosu, nie będzie opłakiwania zmarłych, choć jest ich na kartach tej historii bardzo wielu. Są wymienieni, z imienia i nazwiska, a czasem tylko przy okazji okoliczności. I znikają. Myli się jednak ten, kto posądzi autora o brak empatii czy współczucia. To czas przysłonił pewne uczucia, ale nie ten, który minął, choć ona też, ale ten, w którym Chaim żył. Tam nie było miejsca na litość i łzy po poległych, takie zachowanie sprawiłoby, że tej książki by nie było, bo nie byłoby Chaima. On zresztą wspomina, że potem myśli nie dawały mu spokoju przez całe lata, myśli o tych, którzy zostali na lodzie, w getcie, w wioskach. Jednak wtedy był czas na ucieczkę i on z tego właśnie skorzystał.
“Uciekłem z getta” to swoisty pamiętnik spisany cudzą ręką. Relacja tamtych potwornych czasów bez epatowania okrutnymi szczegółami. Jak reportaż, spisany na zimno, choć targający podstawy duszy. Ze zdjęciami z archiwum, które sprawiają, że postacie i wydarzenia są bliższe. Nie płakałam nad tą książką, raczej się dziwiłam. I jestem pewna, że gdyby jakaś wytwórnia zrobiła taki film, nie uwierzyłabym. To, co spotkało Chaima, ilu dobrych ludzi spotkał na drodze, ile szczęśliwych zbiegów okoliczności i przypadków był ofiarą, jest ciężkie do uwierzenia. Jednak właśnie to sprawia, że ta opowieść jest tak niesamowita. Pokazuje, jak niewielka ilość nadziei, zaledwie iskra dobra i wyłamania się z nazistowskiej ideologii może popchnąć dziecko do rzeczy niemożliwych.
Śledzenie drogi Chaima, zarówno tej rzeczywistej, jak i metafizycznej, psychicznej, jest fascynujące. Czasem zapominałam, że mowa o chłopaku kilkunastoletnim i to bliżej dziecka, niż młodzieńca. To, czego dokonał i ile wymagało to odwagi, jest wręcz niemożliwe. Szczególnie że był Żydem. Udowodnienie nazistom, że się mylili, życie wśród nich i granie im na nosie pokazuje inne oblicze całego wojennego świata.
Cenię książki Znaku. Jednak tym razem muszę dać wydawnictwu dużego minusa. W opisie na okładce jest błąd, dla mnie ogromny i niedopuszczalny. Chaim nie strzelał. Co by się stało, gdyby nawet dzieciaki w getcie łódzkim miały broń palną? Szkoda, że osoba pisząca opis nie przeczytała, choć kilku stron książki. I mam nadzieję, że nie jest to celowe posunięcie dla zwrócenia większej uwagi. Bo ta książka broni się sama.
Katarzyna Boroń