Pani Linde przeprowadziła się na Zielone Wzgórze, wzrok Maryli się poprawił, więc Ania może spełnić marzenie i jechać na Uniwersytet.
Ten tom od zawsze był moim najmniej ulubionym. Za mało w nim Ani, za mało Uniwersytetu. Ledwo rok się zaczyna, już się kończy, a ja tak bardzo chciałabym poczytać o takim zwykłym, codziennym życiu w oczach Ani. To właśnie za komentowanie rzeczy najczęściej przez innych niedostrzeganych kocham Anię i tego mi bardzo brakowało. Owszem, są jej przemyślenia, już dużo bardziej dorosłe, w innych kwestiach, ale jednak trzy lata zamknięte w jednym tomie mnie rozczarowują.
Ta część skupia się bardziej na emocjach, na tym, co Ania przeżywa, co czuje lub co wydaje jej się, że czuje. I pod tym względem niczego książce zarzucić nie można. Jest pięknym opisem tego, jak można się pomylić i jak nasze przekonania wpływają na całe nasze życie, mogąc poprowadzić je zupełnie inną, niż byśmy chcieli, ścieżką. Przecudna jest rozmowa Ani z Jasiem, który przestaje widzieć Skalnego Ludka. I choć serce pęka, że bajki odchodzą wraz z dzieciństwem, to w dobrej mądrości Ani, w jej cieple, można znaleźć otuchę i nadzieję. I to jest fragment taki bardzo “aniowy”, ukochany, przywołujący ciepło i rozczulający ton wcześniejszych tonów. Taka właśnie jest ta seria, coś się kończy, bo ustępuje miejsca czemuś innemu. Za to kochamy Anię, że z dziecięcia zanurzonego w marzeniach wyrasta na pełną uroku młodą pannę, która nadal marzy, ale też potrafi stąpać po ziemi, nieść pociechę i radość.
Nie sposób też nie zachwycić się opisami autorki. “Ustronie Patty” staje przed oczami, jak żywe, po części osładzając oddalenie Chatki Ech. Darzę ogromną sympatią takie zakątki, stare domy i ogrody, kocham zaklętą w nich magię miejsca i pamięć przeszłości. Tu bardzo blisko mi do Ani, jesteśmy pokrewnymi duszami, jeśli chodzi o klimatyczną architekturę. Ten tom broni się właśnie tym miejscem, choć oczywiście chciałabym więcej.
Tak, zdecydowanie po “Ani na Uniwersytecie? mam niedosyt. Zdaję sobie jednocześnie sprawę z tego, że gdyby autorka chciała pisać o każdej bzdurce, która się przydarzyła bohaterce i komentować ją na sposób Ani, ten tom miałby z pięć części. Zamiast tego Lucy Maud Montgomery skupia się na ważnych rzeczach, pokazuje proces dorastania i dojrzewania do miłości. I to jest w tym tomie piękne, na tym należy się skupić. I czekać na dalsze części, by zachwycały nie tylko treścią, ale i wydaniem, bo okładki z tomu na tom są coraz piękniejsze.
Katarzyna Boroń