Ostatnio mam strasznie mało czasu na czytanie. Niewiele książek jest mnie w stanie skłonić do rezygnacji ze snu na rzecz lektury. Kiedy dowiedziałam się, że ta książka czeka na mnie w domu – nie mogłam się doczekać powrotu. Zrezygnowałam nawet z siłowni – chciałam po prostu poczytać. Powieść reklamowana chwytliwą ostatnio serią o Bridgertonach… to może się udać, ale może wyjść też totalna klapa. Opis intrygował, ale też nie dawał gwarancji sukcesu.
Essie od najmłodszych lat zaręczona jest z Aidanem hrabią Denholm. Ojciec Essie rozczarowany tym, że żona nie powiła mu syna, zaręczył córkę z dobrym nazwiskiem. Ojciec Aidana skusił się majątkiem, jaki miał przyjść z Essie – młodych oczywiście o zdanie nikt nie pytał. Widzieli się raz w życiu – nie przypadli sobie do gustu, ale teraz zbliża się chwila, gdy mają się pobrać i chociaż Aidan jest zdeterminowany, by wianem Essie podreperować zadłużony majątek – tak ona chce żyć swoim życiem, a nie wypełniać wolę ojca, którego nie darzy uczuciem, ani szacunkiem. Essie chce zerwać zaręczyny, ale Aidana determinuje słowo honoru i długi, więc dziewczyna wpada na pomysł, że sama doprowadzi do tego, że Aidan z nią zerwie, albo go skompromituje, albo znajdzie mu bogatą dziedziczkę, ale bardziej potulną. Ma na to dziesięć tygodni, później nastąpi ślub.
Czy Aidan i Essie będą ze sobą? Chyba nikt nie ma wątpliwości od samego początku, książka nie miałaby sensu, gdyby było inaczej, a jednak czytamy i przeżywamy ich perypetie, bo nie braknie historii dramatycznych, ale i zabawnych. Jak dla mnie to była wspaniała, przedurlopowa książka. Przy całej przewidywalności jest motylkowa i sympatyczna. Ja naprawdę wiedziałam, że może się skończyć inaczej, a jednak nie mogłam odłożyć książki, dopóki się nie dowiem, jak do tego dojdzie.
Moim zdaniem to zarówno świetny pomysł na prezent dla czytającej młodzieży, jak i dla starszej czytelniczki. Przednia rozrywka dla fanek romansów. Wprawdzie historia – regencja jest potraktowana bardzo instrumentalnie, ale to dokładnie jak w Bridgertonach, bohaterów wiążą pewne konwenanse, które sprawiają, że muszą się zachować w określony sposób, chociaż inne zasady będą łamać – zasadniczo bez konsekwencji, tylko wiadomo – od tego rodzaju książek nie oczekujemy prawdy historycznej. Bardzo wam polecam tę książkę, czyta się ją jednym tchem i naprawdę można przy lekturze odpocząć psychicznie. Ach! Mam teraz ochotę na coś w podobnym lekkim, ale nie prostackim stylu!
Katarzyna Mastalerczyk