Giovanni Boccaccio napisał “Dekameron” w 1350 roku. Były to czasy, kiedy sławnymi powieściami były “Baśnie tysiąca i jednej nocy” czy “Opowieści kanterberyjskie”. Nic więc dziwnego, że jego największym dziełem stał się “Dekameron”, zbiór stu powieści.
Boccaccio opowiada historię siedmiu kobiet i trzech mężczyzn, którzy uciekając przed zarazą w 1348 roku, udają się na wieś w pobliżu Florencji. Przez dziesięć dni każdy opowiada historię. Powieści te – sentymentalne, satyryczne, tragiczne czy wyuzdane – przedstawiają życie w XV wieku w stylu, który stał się wzorem dla włoskiej prozy. Korupcja w kościele, rola kobiet, życie szlachty i zwykłych ludzi. Dzięki tym opowieściom dzisiejszy czytelnik może nawet lepiej zrozumieć historyczne tło XIV wieku, niż podają to podręczniki historii. Więc jeśli celem Boccaccia było opisanie, jak wyglądało życie w jego czasach, z każdego możliwego do wyobrażenia punktu widzenia, udało mu się.
Jako że książka została napisana w średniowieczu, na pewno znajdzie się tam też stereotypowe myślenie typowe dla tego okresu – czyli mizoginię i seksizm. W tym motyw kobiety jako własności. Jest kilka historii, które pokazują jawny gwałt, mimo że nie są przedstawiane w ten sposób. Była szczególnie nikczemna historia o kobiecie, która była torturowana, ponieważ odmówiła miłości mężczyzny i zostawiła go na lodzie. Inna okropna historia przedstawiała kobietę ściganą i mordowaną przez całą wieczność, ponieważ odrzuciła miłość mężczyzny. Teraz ich duchy odgrywają ten makabryczny czyn na zawsze. Na szczęście sam autor przed każdą historią podaje streszczenia, aby można było uniknąć tych historii, które nie są zjadliwe dla czytelnika. Wszak można je czytać na wyrywki, po kolei, od czasu do czasu, a nie jedna po drugiej i niewiele zmieni to w odbiorze całości.
To długa lektura, niezbyt trudna, ale każdy rozdział to jeden dzień. Dziesięć dni, dziesięć historii na dzień. Sto historii o łącznej wartości ponad 800 stron. Niby przecież o średniowieczu, ale to, co może urzekać w “Dekameronie”, to, to jak bardzo jest nowoczesny. Jego narratorzy umiejętnie opowiadają historie o miłości, pożądaniu, zdradzie, pożądaniu, chciwości, honorze, przyjaźni i szlachetności z takim rozmachem i polotem, czasami przywołując moralistyczne wnioski, innym razem zachwycając się sprytem jakiejś postaci, która oszukuje dobrych. Innym razem historie były tak sprośne, że wszelkie dzisiejsze erotyki z pewnością zleciałyby z półki z książkami z zazdrości.
Po co czytać to teraz? Cóż, część otwierająca, w której Boccaccio opisuje zarazę, jest bardzo podobna do tego, co działo się jeszcze niedawno podczas pandemii COVID-19. Ludzie zachowywali się czasem tak, jakby to było nic. Inni uważają pandemię za mistyfikację, a niektórzy po prostu próbowali jak najlepiej wykorzystać chwilę. Dzieło pokazuje, że opowiadanie, czy czytanie, historii to dobra ucieczka od myślenia o strasznych rzeczach, ponieważ historia skupia na czymś innym, niż codzienność tak jak opowieści zajmowały narratorów czekających na koniec plagi czarnej śmierci. Potrzebujemy opowieści, aby przetrwać w tym świecie.
Z drugiej strony można śmiało powiedzieć, że niektóre opowiadania są lepsze od innych, a niektóre rzeczy, które dzieją się i robią arystokraci, są naciągane i nierealne. Jednak pomimo swoich mankamentów, zdecydowanie warto ją przeczytać. Zwłaszcza że pomimo tego, że jest dość obszernym tomem, jest podzielony na wygodne ciekawostki z dobrymi punktami zwrotnymi.
Monika Kilijańska