Należę do miłośników prozy Pilipiuka. Odpowiada mi jego poczucie humoru i groteskowe ukazywanie rzeczywistości. To jednak oznacza, że do najnowszej powieści tego autora, “Przetainy” mam podejście niepozbawione własnych oczekiwań i nadziei.
Dla fanów książek z Fabryki słów nowa pozycja Andrzeja Pilipiuka będzie sporym zaskoczeniem. Czy pozytywnym? O tym za chwilę.
Tess to upadające miasteczko położone w ruinach dawnej metropolii. Żyjący tu ludzie niewiele wiedzą o przeszłości tego miejsca, jego historia owiana jest mgłą tajemnicy. Wiadomo jedynie, że przodkowie byli potężniejsi, bogatsi, a nawet znacznie inteligentniejsi od obecnych mieszkańców, a jednak ich świat upadł. Lud oddaje cześć Ojcu Stu Światów i Kociogłowej Bogini. Jeśli jednak czytelnik myśli, że obecne życie mieszkańców Tess jest proste, to nic bardziej mylnego. Nad miasteczkiem zbierają się ciemne chmury. Kolejne klęski powodują, że kapłani decydują się na wysłanie kilku śmiałków z poselstwem do odległej krainy, gdzie prawdopodobnie znaleźć można dalekich pobratymców, wyznających tę samą religię.
Skład poselstwa jest jednak zaskakujący. Oto obok młodej kapłanki Any i jej doświadczonego towarzysza pana Nasha, do poselstwa wybrano zaledwie osiemnastoletniego Dave’a, trzynastoletnią Tyrę, zwaną dzikuską oraz dwóch gołębników.
I to przygody tego poselstwa zajmą większą część fabuły powieści.
Losy bohaterów śledzimy z punktu widzenia Dave’a, który jest tu narratorem pierwszoosobowym. O świecie przedstawionym wiemy więc tylko tyle, ile nasz bohater. Historia, geografia i tło polityczne stworzonego przez Pilipiuka świata poznajemy stopniowo, razem z głównym bohaterem.
Powieść czyta się przyjemnie, bo też wykreowana fikcyjna kraina jawi się barwnie i ciekawie. Przygody bohaterów wciągają i czekamy na finał podróży.
I wszystko było w porządku, gdyby nie fakt, że mamy do czynienia z prozą wytrawnego pisarza, a nie początkującego twórcy fantasy. Nie tego oczekiwałam! Fabuła, choć ciekawa jest przewidywalna, postaci mimo całej mojej do nich sympatii dosyć naiwne i łatwe do rozgryzienia. Z kolei samo zakończenie zda się niedopracowane i napisane “na odczepnego”.
Ma się wrażenie, że mistrz Pilipiuk napisał powieść fantasy w stylu young adults na zasadzie: “popatrzcie dzieci, tak to powinno wyglądać”. I choć jestem nieco rozczarowana, to… ciekawi mnie, czy autor wróci do stworzonego przez siebie uniwersum.
Anna Kruczkowska