“Exodus. Tajne blizny. O czym milczę od lat” to kolejna część opowieści Agnieszki Walicht-Chmielewskiej, która w czasie lat 90. ubiegłego wieku doświadczyła przemian instytucji służb specjalnych w RP. Książka ta jest szczerym wyznaniem o sytuacji kobiet w resortach służby publicznej, napisaną w formie powieści obyczajowej. Na co liczyłam? Na wartką akcję, może ciekawostki ze świata służb specjalnych. Tymczasem dostałam kolejną nudną historię, przez co ciężko się przebić przez kolejne strony opisanych zdarzeń.
Patrząc na poprzednie części, sytuacja kobiet niewiele się zmieniła – dalej w pracy traktowane są marginalnie, jako mniej inteligentne i znacznie mniej zdolne od swoich kolegów. Autorka zwraca uwagę na wiele zachowań, które w dzisiejszych czasach wydają się już (na szczęście) niedopuszczalne – klepanie koleżanek po tyłku, niewybredne komentarze czy proponowanie awansu z podtekstem seksualnym. Przez te i inne zachowania, opisane na kartach książki, powstaje nam patologiczny obraz tajnych służb. Podpierniczanie kolegów, zabawy do białego rana za państwowe pieniądze czy libacje alkoholowe są tutaj opisane jako coś zupełnie zwykłego. Choć normalne jest zastępowanie pracowników młodszym pokoleniem, to tutaj jest to opisane w specyficzny sposób. Naczelną dewizą tamtych czasów wydaje się hasło po trupach do celu. Koniec z jakąkolwiek lojalnością czy koleżeństwem – ważniejsze od tego jest zaskarbienie sobie sympatii przełożonych.
Ze stron książki wybrzmiewa żal, że osoba mająca jednocześnie doświadczenie zawodowe i najlepsze lata za sobą powinna właściwie zrobić miejsce na nowych, młodych zdolnych, bo przecież już do niczego się firmie nie przyda. Ponadto podkreślone jest, że zatrudnienie młodych pracowników, którzy mieli wnieść powiew świeżości i zrobić coś dobrego, w rzeczywistości okazało się rewolucją pokoleniową.
Cały czas nie mogę pozbyć się wrażenia, że poznany w książce Urząd Ochrony Państwa, twór lat 90., na każdym kroku przypomina mi współczesne korporacje. Przyznam zupełnie szczerze, że książka nie spełniła moich oczekiwań. Narracja mocno pamiętnikowa nie należy do moich ulubionych, a sama książka dłużyła mi się niemiłosiernie. Jednocześnie zachęcam do samodzielnego zmierzenia się z lekturą i wyrobienia własnej opinii – to, że mi niezbyt przypadła do gustu nie oznacza, że innym nie będzie się podobać.
Paula Koperczuk