“Tylko przetrwaj noc” to kolejna powieść Rileya Sagera, którą mam już za sobą i zarazem kolejna, która naprawdę przypadła mi do gustu, choć mam względem niej kilka drobnych zarzutów. Akcja całej powieści rozgrywa się na przestrzeni zaledwie kilku godzin – sam tytuł wskazuje już na to, czego możemy się spodziewać. Ponury listopad, rok 1991, kampus studencki… Charlie nie jest w stanie poradzić sobie z tragiczną śmiercią przyjaciółki, którą ktoś zamordował. Obwinia się za całą tę sytuację i postanawia porzucić studia i powrócić do domu rodzinnego… Przy tablicy ogłoszeń spotyka Josha, który akurat wybiera się niebawem w tym samym kierunku co ona i szuka pasażera, aby cała podróż wyszła nieco taniej. A przecież tyle razy nam wszyscy powtarzali, że nie wsiada się do samochodu z nieznajomymi…
I to jest chyba właśnie to, z czym mam największy problem – jak dziewczyna będąca na skraju załamania nerwowego mogła wpaść na tak głupi pomysł, żeby jakiś obcy facet zawiózł ją do domu? I dlaczego jej partner się na to w ogóle zgodził? Dlaczego nawet wcześniej potencjalnego kierowcy nie sprawdzili w żaden sposób? Wiem, gdyby tak było, to by nie było całej książki, ale dla mnie jest to totalnie absurdalne zachowanie, podobnie jak i to gdy Charlie zaczyna podejrzewać, że z Joshem jest coś nie tak… Bo widzicie, dziewczyna zaczyna podejrzewać, że facet jest mordercą. I zamiast po prostu uciec – a ma ku temu okazje – brnie w to dalej. Jej zachowanie było dla mnie totalnie niezrozumiałe… Niby pomysł na fabułę jest dobry, niby dobrze się to czyta, autor wprowadza nutkę niepewności, pojawiają się zaskakujące zwroty akcji, ale jakby ten aspekt cały czas nie dawał mi spokoju – że po prostu Charlie zachowywała się idiotycznie.
Ciekawym zabiegiem było jednak wprowadzenie w rozwój wydarzeń jej zaburzeń, tego, że dziewczyna chwilami odlatuje, więc nie wiemy, co jest prawdą, a co jest urojeniem. Gdzieś tam jednak staram się też doszukać zrozumienia dla jej postępowania – była zdesperowana, spotkała kolesia w kampusie, więc wydawał się w porządku, potem sama nie wiedziała, czy odpowiednio postrzega rzeczywistość… Wiem jedno, ja na pewno zachowałabym się inaczej, ale doskonale zdaję sobie z tego sprawę, że są ludzie, którzy lubią iść na żywioł lub w akcie desperacji robią głupie rzeczy. Mimo wszystko zwroty akcji są tutaj świetne, te chwile, w których wszystko zmienia się o 180 stopni, one naprawdę robią robotę i sprawiają, że przymyka się oko na pewne denerwujące (przynajmniej moją logikę) absurdy.
Mimo wszystko przepadam za twórczością Sagera – przede wszystkim właśnie za to, jak operuje rozwojem wydarzeń, zawsze zrobi coś, czego się nie spodziewam. Lubię tę nieprzewidywalność i nieoczywiste zakręty fabularne, dlatego w ogólnym rozrachunku powieść Wam serdecznie polecam!
Magdalena Senderowicz