Każdy owoc, warzywo, zboże… plon – wszystko, co nadaje się do jedzenia, gnije. Nikt nie potrafi odkryć, co jest odpowiedzialne za tę sytuację, a na kraj powoli pada cień wizji głodu, który dopadnie wszystkich, bez wyjątku. Jak ocalisz swoją rodzinę? Jakim człowiekiem staniesz się, gdy głód wykręci twoje trzewia? Czy panika przejmie nad tobą kontrolę? Taką apokaliptyczną wizję końca Ameryki, próbuje kreślić Graham Masterton w swojej powieści “Głód”. Można rzec, że tej historii niczego nie brakuje – jest ciekawy pomysł, polityczna intryga, przynajmniej kilku bohaterów, katastrofa wisząca w powietrzu, a jednak mam wrażenie, że tej książce zabrakło napięcia, jakiejś klamry, która spięłaby całość i sprawiła, że chciałoby się śledzić losy jej bohaterów.
Zagłębiając się w lekturze, zawsze staram się znaleźć coś wartościowego, jakiś mocny punkt, który sprawi, że będę mogła przymknąć oko na inne zauważalne mankamenty. W przypadku “Głodu” mam wrażenie, że powieść jest beznamiętnie równa. Akcja jest chaotycznie popychana poprzez np. wprowadzanie postaci, które później odgrywają marginalną rolę. Fabuła zawiera też sporo dłużyzn, które mają pogłębiać rysy psychologiczne bohaterów, jednak dialogi, relacje oraz ich decyzje są płytkie, infantylne i czasem nielogiczne. Trudno jest więc znaleźć cokolwiek, za czym warto by podążać. Nie wspominając już o towarzyszącym mi przez całą lekturę poczuciu, że zabraknie czasu na wyjaśnienie głównego wątku.
To, co stanowi mocny akcent to prezentacja palety bestialstwa ludzi, którzy znaleźli się w koszmarnie trudnych warunkach. Jedne zachowania mogą być dla nas zrozumiałe, inne szokujące czy wzruszające – wszystkie udowadniają jedno, że człowiek pozostaje człowiekiem jedynie w ludzkich warunkach. Mocne opisy to oczywista stała w twórczości Mastertona, na równi ze szczegółowymi scenami erotycznymi, które w tej powieści wypadają po prostu żenująco i niekiedy zdają się wplecione w fabułę na siłę.
Gdzieś pośród tych nierówno rozłożonych akcentów, można dostrzec błyskotliwy pomysł na historię, która mogła wzburzyć emocje i dać do myślenia, jednak są to jedynie przebłyski geniuszu, a całość czyta się topornie, by ostatecznie przy finale poczuć niedosyt, pozostaje bowiem wiele nierozwiązanych kwestii i niedociągniętych tematów. Będąc szczerą to chyba jedna z najsłabszych powieści Mastertona i na pewno stanowi pożywkę dla przeciwników jego twórczości, bo wszystkie charakterystyczne cechy jego pisarstwa, w tej powieści przyjęły nieco karykaturalną postać.
Żaneta Fuzja Krawczugo