Pytanie, wokół którego obraca się cała książka, rzuca nam się w oczy już w podtytule: no właśnie, dlaczego współczesne dzieci szukają własnej płci? Jak to się dzieje, że obecnie coraz więcej nastolatków waha się, poszukuje, zamiast przyjąć płeć określoną przez lekarza przy urodzeniu i zaakceptować binarny podział płci (czyli chłopiec/dziewczynka, mężczyzna/kobieta)? Dlatego, że… to nie takie proste. I nie jest to bynajmniej “współczesny wymysł”: po prostu teraz coraz głośniej – i bez wstydu – się o tym mówi. To zagadnienie omawiają w książce “Mów o mnie ono” Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin (dziennikarka) i Joanna Sokolińska (socjolożka, reporterka, mama niebinarnego dziecka).
Młodzi ludzie dostrzegają więcej możliwości, niż widzieli ich rodzice. Jeśli nie znasz jakiegoś określenia, nie masz słowa na to, co jest prawdą o tobie, będziesz milczał lub próbował to przekazać w nieudolny sposób. Może być jednak tak, że dowiesz się o istnieniu osób transpłciowych lub niebinarnych i nagle wszystko wskoczy na swoje miejsce. Chyba stąd ta mnogość określeń. Nazwy są tworzone dla potrzeby nazwania tego, co się czuje lub jak się prezentuje za pomocą ciuchów, fryzur i dodatków, żeby w końcu móc się opisać i zaistnieć w świadomości społeczeństwa. Trudno żyć w świecie, w którym ma się poczucie, że jest się “jedynym takim”, “dziwnym”, “obcym”. Jeśli znajdzie się inne osoby, czujące i myślące tak jak my, jest już łatwiej. Stąd może się wydawać, że queerowe dzieciaki pojawiają się jak grzyby po deszczu. Dla większości ich problemy są wciąż nowe: korekta płci, neutralne rodzajniki, inne imiona i zaimki. Dlatego dobrze, że powstają takie książki jak “Mów o mnie ono”, które wyjaśniają, porządkują, odpowiadają na pytania.
Nie wszystkie dzieci, które noszą tęczowe torby, a noszą je tysiące, są osobami LGBTQ+. Ale nikt w Polsce Dudy i Czarnka nie nosi takiej torby bez powodu. Oczywiście, część dzieciaków wybiera tęczę, bo wybrali ją inni. Bo jest popularna. Modna, przynajmniej w dużych miastach. Ale znaczna część traktuje ją jak opornik, grzeczny sposób na pokazanie “fuck off” władzy odczłowieczającej ich przyjaciół i znajomych. To sygnał tak jasny, jak tęczowe flagi wywieszane w oknach mieszkań, jak nakładki na zdjęcia profilowe na Facebooku. To prosty przekaz: nie słuchaj ich, bądź sobą. Przy mnie możesz.
“Mów o mnie ono” składa się z wypowiedzi osób queerowych i ich rodzin (najczęściej rodziców, bo przede wszystkim skupiamy się tu na nieheteronormatywnych dzieciach i młodzieży), a także specjalistów (psychoterapeutów_ek, seksuologów_żek, psychiatrów_ek), tęczowych aktywistów_ek i sojuszników_czek. Autorki zastanawiają się między innymi nad zmieniającym się językiem (co jest transfobiczne, a co nie?), wątpliwościami wobec tranzycji dzieci, zjawiskiem “terfów” czy rewolucją pokoleniową. Podpierają się przy tym badaniami, rzetelnymi artykułami – jednym słowem stawiają na wiedzę. Jeśli czegoś nie wiesz, nie znasz, możesz odczuwać lęk, a gdy nagle dowiesz się, że twoje dziecko jest niebinarne czy transpłciowe, to możesz mieć sto pytań w głowie i naturalną chęć zrozumienia, o co chodzi. Wtedy ta książka może być dobrym pierwszym źródłem informacji.
Autorki nie stawiają się w pozycji autorytetu, raczej pokazują, że same wiele się uczą od młodzieży queer, to jej często i obszernie oddając głos. Możemy więc poczytać m.in. wypowiedzi Marcelli, transpłciowej nastolatki, Franczeski i Charlie, osób niebinarnych, Kaia czy Róż, transpłciowych nastolatków oraz Olivera, transpłciowego mężczyzny. Dowiemy się więcej o trudnej drodze do odkrycia swojej tożsamości, dysforii (cierpieniu związanym z brakiem zgodności pomiędzy wyglądem ciała a odczuwaną płcią), przeszkodach w codziennym życiu, nietolerancji i przymusie pozywania własnych rodziców w sądzie (w przypadku osób transpłciowych chcących zmienić przypisaną im przy urodzeniu płeć w dokumentach). No ale też o nowoczesnej szkole i liberalnych nauczycielach, wspierających rodzicach i przyjaznych, wykwalifikowanych lekarzach i psychologach. Na co warto zwrócić uwagę, gdy poszukujemy specjalisty dla osoby transpłciowej lub niebinarnej?
Przede wszystkim upewnijmy się, że diagnosta_tka lub terapeuta_tka, w pracy opiera się na rzetelnej i najnowszej wiedzy psychologicznej i seksuologicznej – mówi Jerzy Bandel, psycholog, który zajmuje się diagnozą niezgodności płciowej u osób transpłciowych i niebinarnych na rzecz metrykalnego uzgodnienia płci i/lub podjęcia tranzycji medycznej. – Kwalifikacje są bardzo ważne: warto sprawdzić, czy wybrany specjalista posiada odpowiednie wykształcenie (np. studia podyplomowe z zakresu seksuologii klinicznej) oraz czy jest członkiem Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego (PTS) i pracuje zgodnie z jego zaleceniami, a także standardami WPATH, czyli Światowego Stowarzyszenia Specjalistów(-tek) na rzecz Zdrowia Osób Transpłciowych. Zgodnie z tymi zaleceniami kontakt z pacjentem_tką powinien odbywać się z poszanowaniem jego_jej tożsamości, z użyciem preferowanych zaimków i preferowanego imienia. W każdym większym mieście znajdą się certyfikowani seksuologowie kliniczni afiliowani przez PTS, którzy – jeśli sami nie podejmą się pracy – polecą znajome, zaufane osoby znające się na temacie. W przypadku diagnozy niezgodności płciowej złotym standardem jest diagnozowanie w zespole specjalistów z udziałem seksuologa klinicznego – warto zwrócić się do ośrodka, który właśnie tak pracuje. Diagnoza może wtedy potrwać dłużej, ale będzie wykonana rzetelnie i zgodnie z najlepszymi standardami.
Choć książka bazuje czasem na pewnych uproszczeniach (co mnie osobiście mocno irytowało, zwłaszcza na początku), może być dobrym pierwszym wyborem dla rodziców, których dziecko powie pewnego dnia: Mamo, tato, jestem transpłciowy. Mamo, jestem niebinarne, moje zaimki to “ono, jenu”. Tato, nie nazywam się już xxx (dead name), moje imię to Maja. Znajdą tu oni podstawy do dalszych rozmów ze swoim dzieckiem.
Być może feminizm w ostatnich dziesięcioleciach zdołał wykonać połowę koniecznej roboty, czyli doprowadził do tego, że mówimy naszym córkom, że mogą wszystko, ale nie stworzyliśmy warunków, by to osiągnęły. Czyli pozwalamy, by marzyły i werbalizowały marzenia, ale nie doprowadziliśmy do pełnego równouprawnienia, które dawałoby im szanse na ich zrealizowanie.
Z kolei naszym synom, kiedy są mali, nie pozwalamy być, kimkolwiek chcą, programując ich do roli silnych, opanowanych. niepłaczących mężczyzn, a kiedy już zapomną o wymarzonym pluszaku jednorożcu, pozwalamy, żeby byli kierownikami i żeby to ich słuchano.
Karolina Sosnowska