Czy żyjemy w najlepszym z możliwych światów? Czy na pewno system o nas dba? A może tylko uczy nas bezradności, by lepiej nami sterować? Mikołaj Marcela w swojej publikacji zamierza udowodnić, że to drugie – i wyjaśnić nam, jak się bronić przed wpadnięciem w sidła mechanizmu, który nazywa patoposłuszeństwem.
Książka Patoposłuszeństwo ma w założeniu omówić sposoby, w jakie świat i szeroko pojęty system zmusza nas do nadmiernego posłuszeństwa – obiecuje też, że poda sposoby na poradzenie sobie z systemem. Każdy rozdział dotyczy jakiegoś opresyjnego elementu. W książce znajdziemy więc część poświęconą zniewoleniu przez język, szkołę, państwo oraz historię. Autor stara się podejść do tematu naukowo, toteż tekst pełen jest cytatów, przypisów i odwołań.
I tyle można by powiedzieć na temat konstrukcji oraz założeń książki. Z realizacją wyszło… inaczej. Przede wszystkim chaotycznie. Mikołaj Marcela ma doktorat i na co dzień wykłada na uczelni (wprawdzie nie na socjologii czy psychologii, jak można by podejrzeć po tematyce Patoposłuszeństwa, ale nadal jest humanistą), toteż spodziewałam się zdyscyplinowanego, uporządkowanego-może nawet nadmiernie-toku myślenia. Tymczasem pierwszym zaskoczeniem był kompletny bałagan panujący w treści: wielokrotne powtórzenia tych samych myśli (chociażby motyw szkoły zaburzającej nasze poczucie wolności pojawia się na przestrzeni kilku różnych rozdziałów, i to w niemal takiej samej formie), niekończące się dygresje, brak jasnej struktury wewnątrz poszczególnych części. Momentami trudno zrozumieć, o co właściwie chodzi autorowi i jaka jest myśl przewodnia czy to całego tekstu, czy konkretnego rozdziału. Eseistyczna forma z przeróżnymi nawiązaniami do języka, kultury czy naukowych badań, nieuporządkowanymi i dobranymi dla potwierdzenia tezy, ma sens w tekstach krótszych niż cała książka. W obecnej formie budzi poczucie kompletnego zagubienia.
Mam też pewne zastrzeżenia do niektórych przykładów przywołanych przez autora. Ot, chociażby kwestia Bonda czy Supermana, którzy żyją w wiecznej teraźniejszości i nigdy nie rozwiązują problemu wielkiego zła. W świetle teorii Umberto Eco, której Marcela nawet nie przywołuje, a która jest jednak dość kluczowa dla pojmowania takich rekurencyjnych postaci-uznawanie tego za przykład patoposłuszeństwa jest nadinterpretacją. Dobór przykładów potraktowanych po łebkach i nierozwijanych do końca, a jedynie rzuconych na potwierdzenie tej czy innej tezy autora, sprawia równie złe wrażenie. Wygląda to tak, jakby autor chciał nas zarzucić masą przykładów tendencji, którą zauważył, ale w taki sposób, żebyśmy nie zadawali zbyt wielu pytań. Źle się to czyta – i niepokojąco. To wrażenie pogłębiają skróty myślowe-autor rzuca tezę, twierdzi, że jakiś przykład jest jej ilustracją, ale w żaden sposób nie wyjaśnia, jaki istnieje związek między tezą a przykładem. Nie dowiemy się, chociażby, jak wyglądało otwieranie okna Overtona doprowadzające do wyboru Trumpa na prezydenta albo głosowania za Brexitem. Jakie to radykalne idee poprzedziły obie te sytuacje? O tym autor już nie pisze.
A wnioski Marceli? Już na okładce dostajemy obietnicę, że dowiemy się, co z tym (patoposłuszeństwem) zrobić. Tyle że z tej obietnicy autor się nie wywiązuje. Rzuca kilka ogólników: zmiana całego systemu edukacji, wiara w to, co niemożliwe, ekowioski. Absolutnie nic, co mogłaby zrobić jednostka.
Czy tezy autora Patoposłuszeństwa są słuszne? Czy jego porady da się wcielić w życie? Trudno mi powiedzieć, ponieważ mimo najszczerszych chęci nie byłam w stanie określić, o co dokładnie chodzi Mikołajowi Marceli. Obawiam się, że ta książka została wydana zwyczajnie zbyt szybko-zabrakło czasu na dopracowanie i wyklarowanie toku myślenia.
Joanna Radosz