Jürgen Thorwald to autor znany już w Polsce z takich pozycji jak “Stulecie chirurgów”. Na fali popularności tej książki ukazało się u nas już kilka tekstów z dorobku Thorwalda, a jednak dla mnie “Krew królów”, czyli fabularyzowane dzieje hemofilii na dworach książęcych w całej Europie, była pierwszym spotkaniem z twórczością tego niemieckiego pisarza. Czy to spotkanie okazało się udane?
Pozycja ta traktuje o podstępnej i nieuleczalnej chorobie o nietypowym wzorcu dziedziczenia – hemofilii. W największym skrócie polega ona na tym, że krew chorych nie krzepnie, co oznacza, iż każdy krwotok (wewnętrzny lub zewnętrzny), nawet najmniejszy, może doprowadzić do wykrwawienia się na śmierć. Do zgonu może się przyczynić choćby malutkie zadrapanie czy siniak. Sprawę komplikuje fakt, że kobiety mogą być niemal wyłącznie nosicielkami genu odpowiedzialnego za hemofilię, natomiast synowie nosicielek prawie na pewno będą chorzy. Autor opowiada o schorzeniu na podstawie historii trzech słynnych chorych: Alfonsa, hiszpańskiego następcy tronu; księcia pruskiego Waldemara Hohenzollerna; carewicza Aleksego, syna ostatniego cara Rosji. Każda z tych opowieści jest fabularyzowana. Historia Alfonsa zostaje osnuta wokół jego zwierzeń przed ukochaną – i późniejszego fatalnego w skutkach wypadku. Narracja w części o Waldemarze śledzi rozpaczliwe starania dwóch niemieckich lekarzy, by ocalić życie umierającego na krwotok księcia. Z kolei rama narracyjna historii Aleksego to fikcyjny pamiętnik lekarza wzywanego do chorego carewicza i obserwującego wzrost znaczenia na dworze szarlatanów, w tym Rasputina. Książkę uzupełnia krótki rozdział poświęcony opisowi samej hemofilii i próbie wyjaśnienia jej pochodzenia.
Hemofilia zawsze mnie interesowała i miałam świadomość jej rozpowszechnienia na dworach królewskich, ale Thorwald i tak mnie zaskoczył. Przede wszystkim detalami, ponieważ autor “Krwi królów” skupia się na drobiazgach ukazujących codzienne życie chorych – ograniczenie ich możliwości pędzenia normalnego żywota, ostrożność, nieustający strach przed jakąkolwiek kontuzją. Nie zapomina też o ich bliskich. Na pewno na długo zostanie ze mną przejmujący obraz księżnej opiekującej się chorym Waldemarem i z niepokojem obserwującej drobne, acz niebezpieczne objawy postępu schorzenia. To nie tyle historia samej choroby, ile opowieść o tym, co hemofilia robi z człowiekiem i jego rodziną. Emocjonalny ton i fabularyzacja oraz dramatyzacja historii chorych nie wyklucza, na szczęście, merytorycznego ujęcia problemu. Jest zatem “Krew królów” pozycją i ciekawą, i pouczającą.
Czy czegoś mi zabrakło? Może, choć to nie było tematem książki, współczesnego spojrzenia na hemofilię, metody jej leczenia i wspierania chorych. Powiewu optymizmu – wszak współczesna medycyna potrafi sobie radzić z tą chorobą. Tymczasem w ujęciu Thorwalda wygląda to tak, jakby od czasów Aleksego, Waldemara i Alfonsa nie zmieniło się nic.
Poza tym jednak to ciekawa, pouczająca i bardzo dobrze napisana książka. Polecam.
Joanna Krystyna Radosz