Trochę zabawianie wstawiać zdjęcie książki w jesiennym anturażu, ale tak się złożyło, że zrobiłam bardzo dawno, książkę również przeczytałam dawno, a jakimś nieoczekiwanym splotem wydarzeń, umknęło mi napisanie opinii. Na szczęście nic straconego, może być w jesiennej odsłonie, chociaż teraz bliżej do wiosny, bo z zimy raczej niewiele w tym roku skorzystamy.
A zatem dziś przychodzę z “Panną bez majątku”, książka, która należy do cyklu – W dolinie Narwii, z tego, co się zorientowałam, można czytać tę serię bez zachowania kolejności, ponieważ każda opowiada odrębną historię.
Małgorzata Strzelecka jest szlachcianką o dobrym pochodzeniu, jednak sam tytuł niewiele może zdziałać, ponieważ finanse rodziny są w opłakanym stanie. Kobieta zdaje sobie sprawę, że w jej przypadku idealnym wyjściem jest zamążpójście z mężczyzną, który będzie bardziej majętnym. Co rzecz jasna zawęża pole wyboru, gdyż ochotników na żonę bez odpowiedniego posagu jest niewielu.
W dodatku Małgorzata nie należy do kobiet, które tylko czekają na wydanie za mąż. Bynajmniej, jej zainteresowanie światem, a zwłaszcza nauką, często wprawiają w zakłopotanie płeć “brzydką”, bo jak wiadomo, żona ma być ładna i zajmować się domem, a zadawanie pytań zupełnie jej nie przystoi. Taka cecha u panny na wydaniu nie jest mile widziana, zwłaszcza w sytuacji, w której znalazła się młoda Strzelecka.
Tymczasem, jest lato i kobieta spędza ten czas w posiadłości stryja. Upały, które za dnia uprzykrzają życie, wcale nie dają oddechu nocą, dlatego w przypływie odwagi, kobieta wymyka się z domu, by popływać w pobliskim jeziorku. Nie jest świadoma, że na podobny pomysł wpadła jeszcze jedna osoba. I nie będzie nią druga kobieta.
Ksawery Wigura przybył do swojej ciotki, ponieważ poprosiła go o pomoc w pewnej delikatnej sprawie. Otóż po śmierci męża, w domu zaczęły dziać dziwnie rzeczy. Wdowa uparcie przystawała przy wersji, że to duch zmarłego hałasuje w obejściu i niektórych pomieszczeniach zabudowy. Jedna młody baron uważa te teorie za niedorzeczną. Niemniej, nie chce okazać ignorancji względem ciotki. Dlatego postanawia wprowadzić w życie pewien plan, zapolowania na duchy.
Nocne eskapady to jedno, ale dręcząca duchota, sama wiedzie go do jeziorka, które kusi chłodną wodą. Traf chce, że gdy już zanurzy się w kojącej wodzie, dostrzeże, że nie jest sam, a jego towarzyszką jest, półnaga dama.
Zabawna sytuacja, zważywszy na czasy, w których rozgrywa się akcja książki, panna samotnie pluskająca w sadzawce bez towarzystwa odpowiedniej osoby i kawaler. Oboje w dosyć skąpej garderobie. Co z tego może wyniknąć?
Trochę celowo zawarłam w opisie fabuły, sam początek książki. Z pewnością pierwszą myślą, może być – ot przewidywalny romans. I tak i nie, jak wiadomo, te z tłem historycznym mają o wiele więcej do zaoferowania, jednak nie ma sensu ukrywać, że romans będzie. Bo oczywiście taki jest cel książki. Na szczęście, jak to bywa w tej kategorii literatury, można znaleźć sporo ciekawych wątków, jak również postaci.
Zacznijmy od głównej bohaterki, o ognistym temperamencie, który w dodatku ma poparcie w ogromnej wiedzy i inteligencji kobiety. Z jednej strony zaleta, ale zważywszy na wspomniane czasy, kobieta, która wykazywała się większą wiedzą od mężczyzny, traciła na atrakcyjności. Jak wiadomo, to mężczyźni mieli być wszechwiedzący i z dobrotliwym uśmiechem, tłumaczyć nieroztropność i brak rozeznania na temat swoich towarzyszek życia. Dlatego Małgorzata stanowiła pewne wyzwanie dla potencjalnego wybranka. W dodatku, manifestując swoją niezależność, ubierała się dosyć ekscentrycznie, jak na pannę gotową do wydania.
Z kolei baron Wigura, planował podczas pobytu u ciotki, nabrać większego doświadczenia w obyciu z kobietami. Do tego jednak potrzebował kobiety zamężnej, która znudzona życiem u boku wybranka, szukała niezobowiązującej rozrywki. Bo Ksawery, absolutnie nie planował ożenku, a już na pewno nie w tak młodym wieku. Najpierw musiał skosztować tego i owego. A na horyzoncie, zamiast ponętnej, cudzej żony, poznaje Małgorzatę, której usposobienie, jest dalekie od tego, co dotychczas doświadczał ze strony kobiet. Zwłaszcza tych, czyhających na dobry mariaż.
Gdy zaczynałam czytanie, nie wiedziałam jaki kierunek w fabule wybierze autorka. Bo patrząc na obszerność, domyślałam się, że płytki romans to nie będzie. I nie się nie pomyliłam. Wątków jest tutaj sporo, ale jednym i według mnie – najciekawszym, była tajemnica związana z podejrzanymi hałasami, które dochodziły z głębi komnat, oraz dalszych pomieszczeń majątku ciotki Wigury. Byłam niesamowicie ciekawa, co się za tym kryje, a każda kolejna wskazówka pobudzała jeszcze bardziej. Bo o ile duchy rzeczywiście stanowiły ciekawy kąsek z lekkim dreszczykiem, tak odkryta prawda, była chyba o wiele bardziej przerażająca.
I mogłabym napisać, że była to lektura wręcz idealna, jednak znalazło się kilka zgrzytów, które mi zaburzały czytanie. Otóż niektóre wątki, były zbyt mocno rozciągnięte, przez co czytałam i miałam wrażenie, że zaraz przekartkuje strony, by znaleźć się w interesującym dla mnie miejscu. Nie interesowały mnie opisy garderoby występujących kobiet ani analizy pewnych niuansów, które niewiele wnosiły do samej fabuły. A tylko służyły za zapychacze. Nie wiem, dlaczego autorka skupiła się na sprawach nieistotnych, kiedy całość miała fantastyczny zamysł.
Nie napiszę, że nie polecam, ponieważ mimo tych mankamentów, które mnie nużyły, całość plasuje się bardzo dobrze. Akcja z tajemnicą jest naprawdę świetna i to właściwie on, mimo że nie odgrywa pierwszych skrzypiec, dodaje pewnej atmosfery tajemniczości, może i nawet dreszczyku niepokoju.
Jest sporo potyczek słownych, zabawnych sytuacji, które świetnie wplecione dodają książce odpowiedniego klimatu. Świetne odzwierciedlenie w osadzonym czasie, właściwie dobrane słownictwo, które nie składa się z przypadkowych słów, charakterystycznych dla danej epoki. Warto przeczytać.
Agnieszka Bruchal