Michał miał bardzo modną żonę, ale on w tę modę nijak nie umiał się wpisać, więc szybko stał się byłym mężem. Ada wcale nie jest modna, mieszkańcy maleńkiej wsi wręcz jej unikają. A jednak coś go do niej ciągnie.
Powieść zaczyna się jak romans ludzi dojrzałych, wiedzących, że miłość boli, ale jednak mających w sobie na tyle siły, by wejść w życie drugiego człowieka. Oswajają się, a raczej on oswaja ją, docierają, choć czasami bywa ciężko. I trwają, są razem, wspierają się. Autorka opisuje ich uczucie w taki sposób, że ma się wrażenie bycia obok i patrzenia na nich.
Cała powieść została utkana z emocji, jest jak ciepły kocyk otulający w zimowe wieczory, przynoszący poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Nie, nie jest sielankowo, widzimy normalne, zwyczajne życie, odmalowane słowem i uczuciami. I choć w życie bohaterów wbija się cierń w postaci Małgosi, który kłuje, burzy spokój i powoduje niemałą rewolucję, wszystko nadal jest rzeczywiste i realne. Tak mogło się stać, a na pewno gdzieś się stało. Wszystko dotyka do żywego, potrąca nostalgiczne i te bardziej wojownicze nuty w duszy. I skłania do rozmyślań.
Absolutnie nie da się przejść obok tej książki obojętnie. Jak już człowiek się wczyta, to przepadł cały, z całym mnóstwem emocji i przemyśleń. Tych o krzywdzie ludzkiej i zwierzęcej, bo tu zwierzęta to domownicy, członkowie rodziny. I tu też wszystko jest proste i jasne – koty chodzą z ludźmi na wycieczki, może dziać się im krzywda i to normalne, że się po nich płacze i się o nie martwi. Bardzo ujął mnie ten wątek zwierzęcy, nienachalny, zwyczajny, a zapadający w pamięć.
Przepadłam zauroczona delikatnością, przepojona miłością i dobrem Ady, Michała i ich małego świata, emocjonalnością tej książki. I cóż, czekam na więcej, by znów zanurzyć się w tej pięknej miejscowości i jej cudownym nastroju.
Katarzyna Boroń