Clive Staples Lewis autor słynnych “Opowieści z Narnii”, urodził się 29 listopada 1898 r. w Belfaście. W wieku 19 lat brał udział w I wojnie światowej. To traumatyczne doświadczenie, stało się między innymi, przyczyną utraty wiary przez przyszłego pisarza. Po powrocie do domu Lewis podjął studia nad literaturą angielską. Na Uniwersytecie w Oxfordzie poznał J.R.R. Tolkiena i związał się z kręgiem Inklingów. Pod wpływem prowadzonych w grupie dyskusji rozpoczął się proces powrotu Lewisa do chrześcijaństwa. Problemy wiary, relacji człowieka do Boga, dobra i zła w świecie stały się jednym z głównych tematów jego pisarstwa.
C.S.Lewis zmarł 22 listopada 1963 r. w Oxfordzie, zostawiając po sobie spuściznę, która obejmuje nie tylko twórczość literacką, ale także eseistyczną, autobiograficzną i krytyczną.
Książka została wydana po śmierci C. S. Lewisa. Jest pisana w formie listów do fikcyjnego przyjaciela, dzięki temu możemy zaobserwować ogromny talent autora w kreowaniu bohaterów, jego dystans do siebie, wielkie poczucie humoru i łatwość z jaką posługiwał się piórem.
W sposób bardzo bezpośredni, z żartem, czasem ironią, potrafi przekazać swoje zdanie i przemyślenia o sprawach wielce istotnych, wierze, chrześcijaństwie, katolikach i nas samych.
Przeszkadzało mi podczas lektury odniesienia do wydarzeń, osób i publikacji, których nie znam i nigdy o nich nie słyszałam. Jednak doskonale pomyślane przypisy umożliwiają czytelnikowi pełen odbiór książki.
Czytając książkę zaskoczyło mnie to, że choć autor pisał ją w 1963 r., to wiele kwestii przez niego podniesionych są w dalszym ciągu aktualne. Wymienię chociażby msze, które na pierwszy rzut oka są nudne i nieciekawe ale z drugiej strony nie pozwalają na prawdziwe zjednoczenie z Bogiem, na pełne przeżycie liturgii, eucharystii i modlitwy. Wszystkie ozdobniki chóry, jasełka mają za zadanie przyciągnąć jak największą liczbę wiernych, chociaż nie koniecznie interesujących się rozmową ze Stwórcą.
Także celne są spostrzeżenie C. S. Lewisa co do chodzenia do kościoła i osądzania innych – jak wyglądają, czy ktoś ukląkł, czy się przeżegnał itp. Często traktujemy msze święte na pokaz i nic więcej. Bezmyślnie “wyklepujemy” formułki jednocześnie obserwując sąsiadów.
Kolejny przykład idealnie obrazuje cytat: “Jak trwoga to do Boga”. Na co dzień zapominamy o bożych przykazaniach, codziennych modlitwach, miłosierdziu. Jednak kiedy dopadnie nas kryzys, stracimy zdrowie lub popadniemy w tarapaty, wtedy przypominamy sobie o Bogu, udajemy się na pielgrzymki do sanktuariów, prosimy o wsparcie.
Razi nas oboje wyuczanie się modlitw na pamięć i klepanie ich bez namysłu i głębokiej wnikliwości. Mój synek jest teraz w I klasie szkoły podstawowej. Zdumiewa mnie ogrom formułek do wyuczenia. Dodatkowo katechetka nie wyjaśnia uczniom trudnych słów w nich użytych.
Wiele przez te lata się zmieniło w Kościele, kobiety są dopuszczane do święceń kapłańskich, dziewczynki służą do mszy, pozwolenie aktywnych homoseksualistów do sprawowania posługi biskupiej, ciche przyzwolenie na omijanie celibatu- byle bez skandalu, coraz to dramatyczniejsze podziały wewnątrz Kościoła.
Książka została napisana z myślą o ludziach nawróconych na chrześcijaństwo, potrzebujących wsparcia w praktykowaniu wiary, dla osób chcących z boku podpatrzeć członków Kościoła i kapłanów.
Jest również gratką dla miłośników twórczości C.S. Lewisa. Wg. pani Magdy Sobolewskiej, która napisała posłowie fani mogą się dopatrzyć echa jego licznych esejów i powieści. Nie mogę się do tego ustosunkować, gdyż opowieści o Narnii czytałam jako dziecko, a “O modlitwie” jest moim pierwszym spotkaniem z autorem w dorosłym życiu.
Mimo, że nie zaczytuję się w podobnej tematyce, C.S. Lewis wciągnął mnie w swoje rozważania o modlitwie.
Aleksandra Jesiołowska