Kiedy czytałam pierwszą część tej serii miałam naprawdę mieszane uczucia. Z jednej strony pomysł na fabułę niesamowicie przypadł mi do gustu. Z drugiej zaś nie do końca zachwyciła mnie sama jego realizacja. Miejscami, a nawet można by rzec, że dość często, bohaterowie zachowywali się dziecinnie i mało odpowiedzialnie. To w teorii nie powinno mnie ani dziwić, ani tym bardziej denerwować. W końcu w rzeczywistości też natrafiamy na różnych ludzi, jednych lubimy, innych nie, ale z powodu tych ostatnich raczej nie zaczynamy się zastanawiać nad sensem życia. Nikt przecież nie zmusza nas do nawiązywania z tymi ludźmi bliższych relacji. Są oni, jesteśmy my, a życie i tak może być piękne. Niestety, w przypadku książek nie zawsze to się sprawdza, czasem bohater tak przyćmiewa powieść, że się chce nie tylko skończyć z nim, ale i z książką i samym sobą. Czasem jednak wina leży również, a może przede wszystkim, po stronie autora. Nie wykorzystuje on własnego potencjału, marnuje znakomity pomysł, rozwleka akcję, robi głupie błędy, błądzi i nie zdaje testu przy najmniejszych problemach. Co wówczas? Ja nie miałam zbyt wielkiego pola do manewru. Bardzo chciałam się dowiedzieć jak cała historia się zakończy (jak się okazuje nie zakończy się jeszcze), musiałam więc przeboleć lekko papierowych bohaterów i niezupełnie dorosłe podejście do tematu. Co z tego wyszło? O tym poczytać można poniżej.
Kiera Allen po dość różnorodnych i niesłychanie skomplikowanych przeżyciach z Bezmyślnej (gdzie nomen omen tytuł wyjątkowo pasował zarówno do książki jak i do głównej bohaterki), zaczęła wieść idylliczne życie razem z Kellanem w Seattle. Dni dziewczyna spędzała na uczelni, popołudnia i wieczory w pracy, a noce w ramionach ukochanego. Nieważne czy u niej czy u niego. Czy w jego bardzo wygodnym łóżku, czy na jej futonie. Ważne, że z nim. Wszystko jednak zmienia się po jednym koncercie danym na dość dużym festiwalu. To tam Blagierów (wcześniej Dupków) w końcu zauważono. Potem to już poleciało, zostali dopisani na listę supportów znanego zespołu, co wiązało się z opuszczeniem rodzinnych stron na kilka długich miesięcy. Pół roku rozłąki? Kellan sobie tego nie wyobrażał i choć wiedział, że to dla zespołu ogromna szansa, nie chciał jechać. Kiera jednak podjęła decyzję za niego – choć bardzo ją to bolało, przekonała ukochanego do wyruszenia w drogę. Dwa miesiące jakie im zostały do wyjazdu upłynęły w ekspresowym wręcz tempie. A później zaczęło się mozolne odliczanie czasu do świąt Bożego Narodzenia, do rocznicy, urodzin, rozdania dyplomów – na każde kolejne spotkanie coraz dłużej i trudniej się czekało. Ale oboje wiedzieli, że warto, bo ich miłość jest jedna w swoim rodzaju – szalona, ale piękna. Tylko, czy w obliczu powiększającej się między nimi przepaści, będzie ona wystarczająca?
I ponownie mam mieszane uczucia. Książkę przeczytałam, historię poznałam. Z jednej strony jestem szczęśliwa, bo wiem, jak kończy się Swobodna. W książkach, które odkładam na półkę nieprzeczytane najbardziej denerwuje mnie, że nie poznałam zakończenia, które przecież mogło być znakomite. Dlatego zawsze staram się z całej siły wytrwać. Tym razem mi się udało, to oznacza, że nie było źle. Ale fenomenalnie, czy ot, choćby dobrze – też nie było, niestety. Boli mnie to, bo miałam nadzieję, że druga część serii będzie zdecydowanie lepsza od pierwszej. Żywiłam nadzieję, że autorka rozwinie skrzydła i pokaże czytelnikom, na co ją stać. Niestety, myślę, że najszerzej rozłożone skrzydła zobaczyłam jednak podczas lektury Bezmyślnej. W przypadku Swobodnej były dość poważnie zwinięte. Co więcej, tak jak w przypadku pierwszej powieści S.C. Stephens, tak i teraz, na zakończenie odniosłam wrażenie, że nie ma już co kontynuować. Pewien etap w życiu bohaterów został zamknięty, nic dodać, nic ująć. Jak widać autorka znalazła sposób na rozwinięcie historii, choć niekoniecznie powinna była to robić.
Czy polecam? Jeśli czytaliście Bezmyślną i chcecie dowiedzieć się co było dalej – sięgnijcie. Może wam powieść przypadnie do gustu bardziej niż mnie. Nikt w końcu nie jest nieomylny, a książki mają spełniać wymagania konkretnej grupy odbiorców, a nie wszystkich. Cieszę się, że udało mi się poznać historię Kiery i Kellana, nie jestem jednak pewna, czy chcę w dalszym ciągu uczestniczyć w ich perypetiach. Choć, pewnie kiedy Niepokorna pojawi się w księgarniach sięgnę po nią. Może, a nóż widelec, autorce uda się w końcu rozwinąć skrzydła?
Sylwia Szymkiewicz-Borowska