Jest rok 2975 i Ziemia taka, jaką znamy obecnie, właściwie już nie istnieje. Większość ludzi wybrała życie w ciałach robotów lub wirtualny, bezpłciowy żywot komputerowych awatarów w wirtualnej rzeczywistości. Ci, którzy wybrali zwykłe, tradycyjne życie, są w mniejszości – planeta przestała być przyjazna, jej zasoby w większości się wyczerpały, ludzie żyją więc w błocie i w niewygodzie. Roboty mają jakikolwiek kontakt z fizycznym światem, są jakby w środku drogi – już nie ludzie, jeszcze nie awatary. Istoty wirtualne, zamieszkujące rozmaite polis, są na najdalszym etapie rozwoju.
Na początku było ziarno umysłu – nieświadoma swojego istnienia cząstka w próżni zer:
Ziarno samo dla siebie nie znaczyło nic, równie dobrze mogłoby być ostatnim urywkiem nadawanej alfabetem Morse\’a transmisji, mknącym przez próżnię obok odległej gwiazdy.
Przyznam, że trudno było mi się wgryźć w tę powieść, ponieważ Greg Egan wypchał ją po brzegi pojęciami ze świata fizyki. Efekt Dopplera, długość Plancka-Wheleera, promień Schwarzchilda… Jestem pewna, że wielu rzeczy nie zrozumiałam, po kilku wywodach się tylko prześlizgnęłam, ale to nie zmienia faktu, że Diaspora zrobiła na mnie ogromne wrażenie, jak każda powieść, która próbuje przewidzieć dalsze losy znanego nam obecnie wszechświata. Klonowanie, kosmiczne wycieczki po odmiennych światach, inne wymiary, tunele czasoprzestrzenne… To wszystko niewątpliwie jest ważne dla powieści i stanowi popis intelektualnych umiejętności autora, ale mnie przede wszystkim uderzyła przerażająca wizja przyszłości. Czy rzeczywiście ludzkość czeka niespodziewana kosmiczna katastrofa, która sprawi, że wyginiemy w tej postaci, jaką teraz posiadamy? Czy jedynym rozwiązaniem jest wirtualny byt? Czy naprawdę skazani jesteśmy na samotność wśród milionów wszechświatów z miliardem gwiazd, czy będziemy musieli uciekać coraz dalej przed niebezpieczeństwem? Greg Egan przedstawia bardzo smutną, lecz kto wie, czy nie prawdopodobną wizję odległej przeszłości. Od roku 2975 do miejsca, gdzie czas płynie zupełnie inaczej i całe tysiąclecia nie mają już znaczenia – człowiek będzie uparcie przeczesywał odległe światy, w których mógłby nadal istnieć… W tej, czy innej formie.