Widziałam orła
cień
Do góry wzbił się niczym wiatr
Niebo to
jego świat
Z obłokiem tańczył w świetle dnia 1)
Naprawdę, naprawdę, naprawdę nie mogłam doczekać się tej powieści.
Moja przygoda z fantasy zaczęła się od trylogii Ostatniego Maga Heroldów – Mercedes Lackey. Początkowo do powieści Sługa Magii podchodziłam dość sceptycznie, trafiła w moje ręce przez przypadek pewnego lata i z racji braku lepszej literatury pod ręką – przeczytałam. No i wsiąkłam. Zaraz po powrocie do domu z wakacji udałam się do biblioteki po kolejne części. Strasznie przeżywałam tę serię. Może nie mogłam zupełnie wczuć się w bohatera, bo nie tylko był chłopakiem ale i gejem, ale czytało mi się jego przygody znakomicie. Pamiętam jak spacerowałam po dzielnicy i opowiadałam mojemu chłopakowi (teraz mężowi) co też wydarzyło się w książce. Patrzył na mnie trochę jak na wariatkę, ale nie za bardzo się tym przejmowałam. Do dziś mam więc w pamięci tamtą serię i wspominam ją z rozrzewnieniem. Kiedy dowiedziałam się, że na rynku pojawi się nowa seria pani Lackey z niecierpliwością na nią czekałam. Premiera opóźniała się, a ja byłam coraz bardziej podekscytowana. W końcu w lutym książka trafiła w moje ręce. Wówczas, no cóż, zabrałam się za lekturę. Tak, wiem – od tamtego czasu minęło kilka miesięcy, wrażeniami dzielę się z wami dziś. Dlaczego? O tym może opowiem poniżej.
Darian Firkin to trzynastolatek, który po tragedii, jaką była utrata rodziców, oddany został pod opiekę maga Justyna, który miał mu przybliżyć tajniki swojej pracy. Mag, jako osoba starsza nie był jednak w stanie zainteresować swoją osobą i profesją chłopca, który zamiast się szkolić, wolał przesiadywać w lesie i migać się od obowiązków. Darian ogromnie żałował, ze trafił akurat w to miejsce. Z jego punktu widzenia wszędzie byłoby mu lepiej, niż u Justyna, gdzie niewiele brakowało, by zanudzić się na śmierć. W jego mniemaniu beznadziejne życie spada jeszcze niżej w rankingu znakomitości, gdy niespodziewanie na wioskę, w której mieszka, napadają nieznani oprawcy. Na rozkaz opiekuna chłopak ucieka do lasu, gdzie natyka się na Sokolich Braci. To tak naprawdę wtedy zaczyna się przygoda chłopca.
Tak się zastanawiam, co sprawiło, że Lot sowy mnie nie porwał. Książkę czytałam na raty. Baaardzo małe raty. I niestety, za każdym razem, gdy do niej wracałam obawiałam się, że dalej nie poczuję do niej tego czegoś. Co niestety się sprawdzało. Nie można nawet powiedzieć, że czytałam powieść rozdziałami -bardziej może stronami, a miejscami akapitami. Historia opatrzona została licznymi opisami, które niemal za każdym razem sprawiały, że oczy zaczynały mi się same zamykać. Nie mijało pięć minut, a już smacznie spałam z książką na twarzy. Bardzo nie chciałam w ten sposób podchodzić do historii Dariana, ale w pewnym momencie okazała się ona być dość dobrym lekiem na sen. Zdecydowanie w całej opowieści zabrakło mi więc wyraźnie zarysowanej akcji, mocy i jakiejś przyciągającej siły. Możliwe jednak, że za dużo od tej powieści wymagałam. Tak bardzo nastawiłam się na niesamowite przeżycia i wspaniałą historię, że dobry tekst stał się dla mnie nudny i nieatrakcyjny. Całkiem możliwe. Nie chciałabym więc, abyście brali ze mnie przykład. Jeśli mieliście już wcześniej styczność z twórczością Mercedes Lackey – nie patrzcie na Lot sowy przez pryzmat jej wcześniejszych utworów. Jeśli styczności nie mieliście – nie skupiajcie się na mojej recenzji i niekoniecznie pozytywnych odczuciach. Całkiem możliwe, że was ta książka oczaruje. Czekam więc na wasze odczucia, liczę, że będą dużo lepsze, niż moje.
1) Varius Manx –
Orła cień
Orła cień
Sylwia Szymkiewicz-Borowska